Artykuły

Sposób podania

W ostatecznym efekcie każdego programu telewizyjnego decydują dwa zasadnicze czynniki. Użyję tu porównania z dziedziny gastronomicznej: cóż z tego, że na stole znalazły się smakołyki, skoro podano je byle jak. Innymi słowy: ważna jest zarówno treść programu, jak i forma jego przyrządzenia, sposób, to jaki został on przekazany odbiorcom.

Myślę tu nie tylko o zagadnieniu właściwego zakomponowania audycji, lecz również o stworzeniu odpowiedniego klimatu, na który nie bez wpływu pozostaje stopień emocjonalnego zaangażowania jej twórców. Najbardziej nawet atrakcyjne treści, zakomunikowane sucho, beznamiętnie, docierają do słuchacza w formie rozcieńczonej, nie potrafią go w pełni zainteresować ani przejąć. I odwrotnie: gorący sposób relacjonowania wywołuje równie gorącą reakcję, przemawia do wyobraźni widza, nie pozostawia go obojętnym.

Służyć tu można m. in. przykładem "Monitora", Wszystkie właściwie jego programy zawierają treści ciekawe, aktualne, wychodzące naprzeciw temu, co w danej chwili dzieje się w świecie. Pozostaje jeszcze kwestia komentarza, będącego w dużej mierze wyrazem wewnętrznego zaangażowania autora, jego osobistego stosunku do problemów, podejmowanych w audycji. Z tej właśnie strony rzecz oceniając należy zwrócić uwagę na ostatni "Monitor", poświęcony wydarzeniom na Bliskim Wschodzie. Świetny bo gorący, żywy, stawiający sprawę jasno, z kropkami nad "i" komentarz red, Małcużyńskiego poruszył słuchaczy, nie pozostawiając cienia wątpliwości co do ostatecznej wymowy tych wydarzeń.

Troskę o aktualność przejawia również "Tele-Echo", które staje się po trosze również "Tele-Sondą", prowokując swoich rozmówców do wymiany ocen, uwag, i opinii na temat bieżących zagadnień z różnych dziedzin naszego życia społecznego. W ostatnim wydaniu tego programu usłyszeliśmy m. in. interesujące wypowiedzi o przygotowaniach do Kongresu Zw. Zawodowych, poziomie tegorocznych egzaminów maturalnych, pracach badawczych polskich naukowców. Rozmowy "Tele-Echa" prowadzone są swobodnie, mają charakter autentycznego dialogu. Jedna tylko uwaga nasuwa się bez wątpienia słuchaczom: razi niekiedy ton interlokutorki, sposób, który nazwać by można poklepywaniem po ramieniu - zwłaszcza jaskrawe odbicie znalazło to w rozmowach z młodymi. Fakt, iż wchodzą oni dopiero w życie nie upoważnia, do akcentów lekce-sobie-ważenia, tym bardziej, że owi młodzi ludzie wykazują niekiedy znacznie większą dojrzałość myśli, niż co niektórzy starsi od nich. wiekiem. Każdy rozmówca w tego rodzaju telewizyjnym spotkaniu jest partnerem równorzędnym.

A skoro już o spotkaniach: telewizja wrocławska nadam w niedzielę kolejną pozycję z cyklu "Spotkanie z pisarzem". Tym razem zaprezentowano publiczności osobę i twórczość Henryka Worcella. Program był przygotowany starannie, posiadał ładną oprawę (piękne zdjęcia ze wsi podwrocławskich, w których pisarz spędził wiele powojennych lat). Jeśli już jednak mówimy o kształcie programu: nie wydało mi się szczęśliwym posunięciem przemieszanie głosów czytelników z wypowiedziami krytyków leżało chyba zgrupować je osobno, wyraźnie oddzielając momenty oceny czytelniczej i fachowej. Obraz byłby wtedy jaśniejszy. Jest to tym bardziej istotne, że nierzadko oceny krytyki rozmijają się z ocenami odbiorców. W sumie jednak audycja była udana, dobrze też, że wykroczono poza granice Warszawy, telewidzom możność zaznajomienia się również z dorobkiem pisarzy z terenu.

Jeśli potrąciliśmy już o teren: trzeba przyklasnąć Poznaniowi, że tuż po rozstrzygnięciu tegorocznego Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze, zorganizował, nam koncert laureatów. Dzięki tej inicjatywie słuchacze z całego kraju mogli uczestniczyć w przeglądzie aktualnego dorobku piosenkarskiego twórców radzieckich, zyskali też okazję poznania naszej amatorskiej, stale rozwijającej się kadry wykonawczej, wśród której znaleźć można wiele talentów. Wymienię tu choćby K. Rorbach (głos o pięknej barwie), i M. Mikołajewicz (wybitne walory wokalne), duet sióstr Stankiewicz, kaprala J. Szuścika (kameralnie, z dużym wyczuciem zaśpiewana piosenka frontowa), czy A. Kursa (świetna interpretacja aktorska piosenki Okudżawy). Na wykonawców tych warto zwrócić uwagę - może tą drogą telewizja pozyska dla siebie młode, obiecujące siły, które odświeżą kadry zawodowe. Na nadmiar dobrych wykonawców w naszych programach rozrywkowych nie możemy wszak narzekać.

A propos rozrywki: telewizją łódzka nadała nam w sobotni wieczór "2000 sekund z Wincentym Rapackim". Był to program zgrabnie zmontowany, utrzymany w stylu epoki, kulturalnie zrobiony. Treść szła w parze z formą, melodyjne piosenki zyskały wdzięczną oprawę, znakomitym ich uzupełnieniem, stały się anegdoty o ludziach z czasów Rapackiego, dobrym, pomysłem było też przedstawienie telewidzom, Andrzeja Boguckiego - przedstawiciela trzeciej generacji artystycznego rodu Rapackich, Programy Rzeszewskiego wyrobiły już sobie renomę wśród odbiorców, toteż z zainteresowaniem będziemy czekać na następne pozycje z tego cyklu.

Jeśli się już obracamy w dziedzinie rozrywki: czwartkowa "Kobra" wywołała uczucia mieszane. Z radością powitaliśmy zapowiedź widowiska sensacyjno-szpiegowskiego, pióra A. Wydrzyńskiego. Nie bardzo jednak rozumiem, jaki był sens powtórzenia 1 odcinka "Pocztówki z Buenos Aires", skoro widz miał jeszcze w pamięci wydarzenia tu przedstawione. Cała zabawa polegająca jak wiadomo, w tego typu widowiskach na rozwiązywaniu zagadki, odpadła, bowiem z góry wiedzieliśmy, kto jest szpiegiem. Trudno więc w tym wypadku mówić o jakiejś szczególnej emocji, czy napięciu. To nie jest klasyka, którą można oglądać co jakiś czas, rozkoszując się samymi choćby już tylko wartościami artystycznymi utworu. Dlatego na przyszłość prosimy raczej unikać powtórzeń. W "Kobrze" nie mają one racji bytu.

Słów jeszcze kilka na zakończenie o przedstawieniu w poniedziałkowym teatrze TV. Zaprezentował: on nam znany i zajmujący znaczące miejsce w dorobku naszej powojennej dramaturgii utwór wybitnego poety - Tadeusza Różewicza pt. "Kartoteka". Prapremiera tej sztuki odbyła się siedem lat temu i wywołała wówczas ożywione dyskusje. Teatr TV postarał się o to, by zapewnić "Kartotece" możliwie najlepszy kształt. Jest to jednak utwór trudnili, zarówno w swych treściach jak i konwencji artystycznej, obliczony raczej na wyrobionego odbiorcę. Obawiam się, czy trafił on w pełni do tzw. masowego widowni. Jeśli tak duża w tym zasługa wykonawców - z Tadeuszem Łomnickim na czele.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji