Artykuły

"Kartoteka"

Większość moich znajomych i przyjaciół uważa Tadeusza Różewicza za najwybitniejszego (spośród polskich) żyjącego poetę. Może dlatego, że Różewicz zawsze pisze o tym samym i zawsze dobrze. Może dlatego, że jego wiersze, poematy, opowiadania i sztuki teatralne stanowią jedność myślową i filozoficzną. Ze są pozornie szare i chaotyczne, że są jak samo życie. Że nie ma w nich tromtadracji i silenia się na efektowność i aktualną modę.

Konrad Swinarski uchodzi w oczach krytyków i recenzentów za reżysera więcej niż wybitnego. Swinarski reżyseruje w Krakowie i w Warszawie, w NRD i NRF, w teatrze i telewizji.

Tadeusz Łomnicki jest jednym z niewielu (aktualnie) wybitnych aktorów polskich. A kto wie czy nawet nie genialnym? (Potomni ocenią to lepiej).

Te trzy wybitne nazwiska spotkały się w telewizji. Spotkanie to mogło skończyć się albo wielkim sukcesem, albo wielką klapą. Na nasze i telewizji szczęście "Kartoteka" Tadeusza Różewicza, dzieło wzorowe w naszej powojennej dramaturgii, w reżyserii Konrada Swinarskiego i z Tadeuszem Łomnickim w roli Bohatera - stała się wielkim sukcesem, prawdziwym świętem teatru TV.

W wywiadzie udzielonym "Trybunie Ludu" Swinarski powiedział, że praca w telewizji nie daje mu tej satysfakcji (artystycznej), jaką daje praca w teatrze czy nawet w filmie. I dalej... Telewizja nie jest ani teatrem, ani filmem. Jest czymś pośrednim. Być może, że po premierze "Kartoteki" Swinarski zmieni pogląd na pracę w telewizji. Dla telewizji byłby to zysk nie lada, a dla telewidzów gwarancja przeżyć nietuzinkowych.

"Kartotekę" oglądało się w skupieniu i ciszy. Nikomu nie przyszło do głowy skoczyć do kuchni po herbatę czy zagłuszać Różewicza i Łomnickiego ploteczkami o sąsiadach, głównym księgowym i pupie Maryni.

Bądźmy zresztą sprawiedliwi. Pochwały należą się wszystkim wykonawcom, scenografowi i realizatorom. Wszyscy przyczynili się do tego, że Różewicz przemówił z małego ekranu pełnym głosem.

Człowiek jest mieszaniną wielu rzeczy (trochę w nim zwierzęcia) i trochę anioła, trochę rozsierdzonej bestii i trochę mistyki mitomana), jest kłębowiskiem sprzeczności. Prawda to nienowa. Pożera go strach. Strach, z którym się urodził i strach nabyty drogą doświadczenia. Każdy z nas ma swoją kartotekę, do której od czasu do czasu powinien zaglądać. Po to, aby zdać sobie sprawę z tego, kim jest i kim chciałby (względnie powinien) być.

Na świecie w ostatnich czasach wiele się zmieniło. Zmienił się także sposób pokazywania człowieka w literaturze i w teatrze. Lecz niezmienne jest w człowieku (bez względu na czas, epokę i sposób przedstawienia) to" co i tak znakomicie pokazali w swoich najlepszych dziełach Dostojewski i Kafka, a więc prawdziwa maska człowieka lub to, co nasz Wyspiański określił "graniem duszy". "Kartoteka" w wersji telewizyjnej przypomniała mi Dostojewskiego i Kafkę. Przypomniała mi przede wszystkim Różewicza, autora wspaniałych wierszy o człowieku i dla człowieka. Toteż list jakiegoś pana, cytowany w "Dzienniku Bałtyckim", opatrzony długaśnym komentarzem Miarka Dulęby, zasmucił mnie prawdziwie. Więc po to przez 22 lata namawiamy wszystkich do nauki, po to: popularyzujemy książki i pisarzy, organizujemy dni oświaty, po to "zglajchszachtowaliśmy" program w TV, żeby teraz jakiś pan kazał nam się pukać w głowę. Mnie się np. nie podoba "Żołnierz królowej Madagaskaru", ale nie piszę z tego powodu listów do "Dziennika Bałtyckiego" i nie zmuszam nikogo do komentowania i usprawiedliwiania mojego "nie podoba mi się". "Żołnierz królowej Madagaskaru" nie podoba mi się, ale przez szacunek dla jakiegoś pana (korespondenta) z "Dziennika Bałtyckiego", nie pomawiam autorów i telewizji o ple-ple. Każdy ma prawo mieć swój pogląd na "Kartotekę" i na "Żołnierza królowej Madagaskaru", ale nie musi i nawet nie powinien od razu publicznie się z nim afiszować. Jeśli program w telewizji nie podoba mi się - po prostu wyłączam odbiornik. Korespondentowi z "Dziennika Bałtyckiego" radziłbym w przyszłości robić to samo. A w ogóle przestańmy straszyć dorosłych ludzi "czarnym ludem", "czarną dramaturgią" i "czarną telewizją". I nie nadużywajmy słowa "bełkot", bo co dla jednych jest bełkotem, dla drugich może brzmieć jak dwa plus dwa, co, o czym powszechnie wiadomo, równa się cztery. Bardzo też proszę, aby w przyszłości "Dziennik Bałtycki" z nieco większą rozwagą drukował listy "jakichś panów", wydających sądy o sztuce i literaturze, bo w przeciwnym razie czytelnicy, którzy rozumieją Różewicza, przestaną rozumieć i dostrzegać "Dziennik Bałtycki". Jest wielce prawdopodobne, że "Dziennikowi" na tej drugiej kategorii czytelników nie zależy. W takim razie przepraszam, rozmowy, jakie powiedział Dziewoński do pewnego dyrektora teatru, między nami nie było i nie będzie. Panowie możecie nawet ogórki nazywać sobie krową, a cebulę sputnikiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji