Artykuły

Mrożek jak... nie z Mrożka

Dla ludzi nie zajmujących się zawodowo polonistyką, sygnał {#au#87}"Mrożek"{/#} oznacza zrywanie boków i siku ze śmiechu. Dlatego oczekiwana wizyta w kieleckim teatrze, który właśnie gra Mrożka, może przynieść niemałe zaskoczenie. Na "Miłości na Krymie", owszem, czasem pośmiać się można, ale boki po spektaklu są w przyzwoitym stanie. Nie ma w tym przedstawieniu ani niesamowitych gagów kabaretowych, ani komicznych absurdów w rodzaju tygrysa w łazience - które to chwyty dawniej stanowiły niepowtarzalny image Mrożka. Bo Mrożek dziś już nie ten sam.

Od kilkunastu, może dwudziestu lat autor "Tanga" diametralnie zmienił konwencję swoich sztuk. Dla niektórych bowiem śmiech byt głównym atutem sztuki Mrożka, dla ambitniejszych powierzchowną warstwą, pod którą należy grzebać, by wygrzebać intelektualne skarby - byli jednak i tacy, którym nadmiar śmiechu wydawał się nie do przyjęcia. {#au#405}Gombrowicz{/#} (bądź co bądź nauczyciel młodego autora opowiadań i sztuk groteskowych) mówił: "Mrożek? - To bardzo utalentowany człowiek, ale (...) on nie wybiera rzeczy najważniejszych, dla niego dobry jest kawał z babą i inne podobne". Dość, że na początku lat 70-tych Mrożek stwierdził, że groteska go nudzi i smuci. Zaczął pisać inaczej.

Sztuka, przy okazji której zaczął się odżegnywać od groteski - "Rzeźnia", była jeszcze dość groteskowa, ale już kolejne okazały się odmienne w swym stylu. "Emigranci" (druk w 1974 roku) na przykład to opowieść (całkiem realistyczna) o dwóch Polakach na Zachodzie. Jeden wyemigrował w poszukiwaniu pieniędzy, drugi nie wiadomo dlaczego, znaczy się (cenzura?) z powodów politycznych. Wspólne mieszkanie obu bardzo od siebie różnych ludzi powoduje, że wiodą oni sprzeczki i dyskusje o dosyć zasadniczym znaczeniu. Jeden w końcu niszczy swoje zaszyte w zabawce oszczędności, drugi w finale płacze jak skarcone dziecko. Cały Mrożkowy śmiech przepadł gdzieś bez śladu. Później jeszcze wracał dramaturg do swoich dawnych sposobów pisania. Powstał z tego cykl humorystycznych jednoaktówek o lisie... Jednak przemiana już się dokonała. Kolejne sztuki: "Pieszo", "Kontrakt", "Portret" w całości utrzymane są w nowym niehumorystycznym stylu. Niektóre z nich, jak "Kontrakt" (niedawno wyświetlany przez telewizję) są przy tym również udane jak dramaty z dawnym lat.

"Miłość na Krymie", opowieść o przemianach kulturowych w Rosji (a może nie i tylko, bo i z innych krajów eksportuje się kurwy do zachodnich burdeli), jest kolejną z szeregu tego typu sztuk i kieleckiemu teatrowi udało się zrobić z tego utworu chyba naprawdę dobre przedstawienie. Efektowna scenografia, spokojny, stonowany sposób aktorskiej gry - stwarzają specyficzny melancholijny nastrój, całości dopełnia umiejętnie dobrana muzyka i robiące wrażenie efekty dźwiękowe. O walorach tego spektaklu postanowił się przekonać sam autor, mieszkający na stałe w Meksyku, który lada chwila dotrze do Kielc. W końcu to dopiero trzecia (po Krakowie i Warszawie) inscenizacja jego nowego dramatu. Warto wybrać się na spektakl, warto też zapewne spotkać się z pisarzem. Ale proszę to sobie wbić do głowy: żadnych "jaj" i zrywania boków nie będzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji