Czas akcji: koniec lat osiemdziesiątych XX wieku; jeden wieczór.
Miejsce akcji: pokój w wiejskim domu w amerykańskim stanie Connecticut.
Obsada: 1 rola męska, 1 rola kobieca.
Druk: "Dialog" nr 7/1995.
Leo ma więcej niż sześćdziesiąt lat, jest typem upartego samotnika, mieszka w drewnianym domku na wsi, przy bocznej drodze, choruje na artretyzm, który w widoczny sposób zdeformował jego dłonie. Jest matematykiem i zdeklarowanym komunistą; ubiera się w koszulę i spodnie z dżinsu, które składają się niemal wyłącznie z łat i ten ubiór jest jego osobistym protestem "wobec komercjalizmu końca dwudziestego wieku".
Do Leo codziennie przyjeżdża swoim samochodem Leonora, starsza od Leo "duża kobieta", bogata wdowa po najserdeczniejszym przyjacielu i współpracowniku Leo, Fredericku, który zmarł nagle przed dziesięciu laty. Te lata należą teraz do Leo i Leonory. To codzienne spotkania, wspólne posiłki, a przede wszystkim "kolejne idiotyczne rozmowy", które w większości polegają na sprzeczaniu się, wzajemnych uszczypliwościach, prawieniu sobie złośliwości, w których celuje Leo, choć nierzadko dotyczą spraw ważnych i padają w nich fundamentalne pytania o sens życia. Tego wieczoru Leonora zastaje Leo przy pracowitym wypisywaniu na tekturze numeru telefonu do kliniki w Yale, której zapisał swoje narządy dla celów badawczych. Leo prosi Leonorę, by pod ten numer zatelefonowała tuż po jego śmierci. Jako gospodarz Leo nie sili się na żadne uprzejmości wobec gościa. Na kolację jest kura i ryż, którego Leonora nie lubi, ale na szczęście został jeszcze w butelce bourbon, więc, jak co dzień, popija smakowite whiskey. Są całkowicie różni. Leonora, kiedyś pełna wigoru, roztańczona uczestniczka przyjęć przygotowywanych dla dziesiątków gości, dziś uważa się za osobę bezużyteczną, która zapomniała o przeszłości. Najczęściej powtarzanym przez Leonorę zdaniem jest: "Nic nie pamiętam". Dla niej aktywność, radość - to wszystko umarło wraz z mężem. Teraz widzi tylko okropności świata, tragiczne losy ludzi, nie ma nadziei, że cokolwiek się zmieni na lepsze i uważa, że całe życie "nie jest warte funta kłaków." A Leo przeciwnie - zna zło świata, ale, jak z wyrzutem mówi Leonora: "w głębi duszy, wciąż potajemnie liczy, że zaraz, za moment nastąpi Bóg wie jaka nieprawdopodobna poprawa." Tą "cholerną nadzieją" i dobrą pamięcią o tym, co było kiedyś a odeszło naturalnym porządkiem rzeczy, tym Leo doprowadza Leonorę do wściekłości. Ale gdy słuchają płyty z muzyką syna Leonory, Lawrence'a, przebywającego w samotni na Sri Lance, gdy brzmi samba, z ozdobnymi arpeggiami i silnym rytmem, wtedy Leonora tańczy zdumiewająco zwinnie i młodzieńczo, zmysłowo i prowokująco, mając nad Leo przewagę, nie tylko dlatego, że schorowany Leo nie może podnieść się z krzesła. Na koniec wizyty Leo zatrzymuje Leonorę mówiąc: "Moglibyśmy znacznie ciekawiej sobie rozmawiać, gdybyś wciąż nie mówiła, że nic nie pamiętasz." Na co Leonora odpowiada: "Albo gdybyś ty od czasu do czasu potrafił zaakceptować złą wiadomość." Dwa światy.
Leonora wraca do domu, Leo ma jeszcze do sprawdzenia obliczenia projektu mostu, ale postanawia zrobić to rano. Jeszcze przymocowuje do ściany nad aparatem telefonicznym tekturową tabliczkę z wypisanym numerem telefonu do kliniki. Jak co dzień czeka na telefon od Leonory, znak, że szczęśliwie dojechała do domu. Słychać dzwonek telefonu. Leonora jest bezpieczna. "O, Boże...!" - wzdycha Leo. I teraz może iść spać.
Ukryj streszczenie