Przyjeżdżam jutro
Kunszt zespołu mimów i wielki talent Henryka Tomaszewskiego powodują, iż jest ten teatr ciągle w centrum zainteresowania świata kultury, że wszystkie poczynania, zwłaszcza nowe pozycje programowe Pantomimy, każdy kto kocha prawdziwą sztukę chce poznać. I oto właśnie jesteśmy w przededniu premiery, już jutro...
- "Przyjeżdżam jutro" - taki właśnie tytuł nosi nasze kolejne widowisko - mówi Henryk Tomaszewski, gdy po jednej z ostatnich prób na scenie Teatru Polskiego we Wrocławiu prosimy go o wtajemniczenie w to nowe.
- Co kryje się za nazwą, czym inspirował się Pan przygotowując tę pozycję?
- Natchnienia i podpory literackiej szukałem tym razem w "Bachantkach" Eurypidesa i książce Passoliniego zatytułowanej "Teorema". Z tych dzieł zaczerpnąłem tematy, pewien konglomerat myśli dla wyrażenia nurtujących mnie problemów. Występuje tu spięcie dwóch racji i sprzeczności: z jednej strony postępowanie człowieka w świecie codzienności, jakieś bardzo racjonalne, rzeczowe, a z drugiej chęć ucieczki od tej szarzyzny w świat marzeń, często skrzętnie skrywanych pragnień możliwych do urzeczywistnienia... nie na jawie. Słowem wszystko to, co było myślą przewodnią dionizyjskich misteriów, co nierealne w życiu, może przybrać konkretne kształty w teatrze.
- Będzie zatem to widowisko w kontekście walki dwóch racji, kontynuacją Pana idei widzenia Teatru Pantomimy. Czy tak?
- Zapewne. Zawsze w moich poczynaniach interesuje mnie człowiek i zachodzące w nim przemiany. "Bachantki" noszą właśnie w sobie ten ładunek tematyczny tak bliski teatrowi pantomimy. Bo wiadomo, że Dionizos, to bóg, który ze świata logiki ale i monotonii wprowadza człowieka w narkotyk szaleństw nocy i obłędnego upojenia.
- Kto współpracuje z Panem przy realizacji tego widowiska?
- W przedstawieniu bierze udział cały zespół Teatru Pantomimy. Spektakl składa się z dwóch części poprzedzonych prologiem, który jak gdyby opowiada mit o Dionizosie. Potem jednak akcja przenosi się we współczesność. Muzykę do tego widowiska skomponował Zbigniew Karnecki, a scenografię zaprojektował Władysław Wigura.
- Jest to para twórców, z którymi zazwyczaj Pan współpracuje. Chyba nie przez przypadek?
- Oczywiście, że nie. Po prostu w takim teatrze jak ten, prowadzony przeze mnie, niezwykle ważne jest znalezienie wspólnego języka ze współrealizatorami przedstawienia. Nie ma przecież gotowych, napisanych sztuk dla Pantomimy. Na ogół koncepcja widowiska powstaje w ten sposób, że ja opowiadam kompozytorowi i scenografowi to co pod wpływem jakiejś lektury zrodziło się w mojej głowie jako jeszcze nie skrystalizowany zamysł. Nie każdy, nawet najbardziej utalentowany twórca potrafi ten mój mówiony scenariusz, tę garść słów, oprawić w muzykę i szatę plastyczną. Z Karneckim i Wigurą rozumiemy się doskonale, znajdujemy szybko jeden mianownik, bo mamy już za sobą szereg wspólnie opracowywanych rzeczy.
- Czy może już przygotowują Panowie jakąś inną nową sztukę?
- Zaraz po premierze "Przyjeżdżam jutro" wyjeżdżam do Jeleniej Góry, gdzie reżyserować będę "Peer Gynta" Ibsena. Muzykę komponuje też Karnecki, a scenografię opracowuje Kazimierz Wiśniak.
- Czy ma Pan własny klucz do pokazania tego, nieco zmurszałego już dramatu?
- Temat od dawna mnie interesuje. Poza ładunkiem filozoficznym jest w ibsenowskiej sztuce sporo spraw tzw. ludzkich; jest to w moim odczuciu moralitet o człowieku wędrującym poprzez różne stadia jego życia, i tak chciałbym "Peer Gynta" przedstawić.
- Na zakończenie proszę nam jeszcze powiedzieć o tegorocznych wojażach Pantomimy.
- W marcu teatr występować będzie m.in. w Poznaniu i na Wybrzeżu. Począwszy od 19 kwietnia wyruszamy na sześciotygodniowe tournee do Francji. W samym Paryżu damy 21 przedstawień na scenie teatru Sary Bernhard. Pokażemy tam "Suknię", "Odejście Fausta" i "Menażerię cesarzowej Filissy".