Artykuły

CV bezrobotnej aktorki. Vol. 4 (Petersburg)

Na zajęciach z Mastjerem (ros. Mistrz) Jurjim Krasowskim pokazujemy także etiudy, w których twórczo przetwarzamy nasze prywatne doświadczenia. Reżyserka Katja wychodzi na scenę i opowiada o tym co budzi w niej lęk, a co daje poczucie wolności, po czym odwija turban i cały rok rzuca się ją uściskać. Jest całkiem łysa! - pisze Maria Czykwin w czwartej części "CV bezrobotnej aktorki".

2005 rok. W pociągu do Petersburga jadę pełna wyobrażeń zaczerpniętych z literatury i filmów. Petersburg to dla mnie białe noce- okazuje się na miejscu, że trafiam na czarne dnie. Miasto leżące na bagnach zimą jest nieprzewidywalne. Pada śnieg, po chwili odwilż, chwyta mróz, nad ranem deszcz... Jedyne co jest pewne to, że niemal całą dobę spowija je ciemność. W akademiku na Wyspie Ostrowskiej mieszkam na uprzywilejowanym piętrze dla obcokrajowców - jest nas dwie w pokoju. Rosjanie mieszkają czwórkami. Kieruję się na trzecie piętro gdzie na pryczy a'la Raskolnikow leży Jura. Koledzy z Polski powiedzieli mi, że to fajny gość. Jura - otoczony stosami książek i płyt, niedługo okaże się, że pod łóżkiem jest jeszcze megapaka makaronów. Mama Jury pracuje w supermarkecie. I tak: poniedziałek: makaron z ketchupem, wtorek: makaron z cebulą, środa: makaron z serem itd. Przez cztery lata. Jura wala się w swoim barłogu, cierpi. Co z Tobą Jura? - pytam. Po kwadransie ciszy słyszę zduszony głos: "Widzisz Masza, ja bym się chciał ochrzcić, ale nie wiem jak..". O, widzisz Jura, jutro niedziela! - mówię. - Ty mi pokażesz Petersburg, pospacerujemy, a jak zobaczymy jakąś cerkiew, która ci się spodoba, to wejdziemy i spytamy.

Nazajutrz Jura w półkolu z dorosłymi, młodzieżą, niemowlętami na rękach rodziców przyjmuje chrzest. Jestem jedynym świadkiem i automatycznie matką chrzestną.

Rozpoczynam staż. Rok trzeci, z którym odbywam większość zajęć liczy około czterdziestu osób. Reżyserzy także przechodzą kurs aktorski. Ku mojemu zdziwieniu pracują nad jednym dramatem od początku Akademii. "Wiśniowy Sad" Antoni Pawłowicz Czechow. Metoda pracy: "praca nad rolą poprzez etiudę". I tak oglądam setki reżyserowanych przez studentów scen opartych na dramacie, które pozwalają im zbliżyć się do granej postaci. Są też "zaczyny", czyli sceny przedstawiające ich tylko wspominaną przez autora przeszłość i "kończyny", czyli wydarzenia ze świata dramatu w piątym - nienapisanym akcie.

Na scenie widać piękne nagie kobiece plecy, spływają po nich długie do pasa włosy. Postać odwrócona do nas tyłem prowadzi bolesny monolog - spowiedź. Mój rosyjski jest jeszcze bardzo słaby, ale powoli wychwytuję znajome frazy. Maga - "Gry w klasy" Cortazara, monolog po śmierci dziecka w kołysce, śmierci niezauważonej podczas picia wina i słuchania jazzu. Jak to się ma do Czechowa? I nagle rozumiem! Przecież od pierwszego aktu mówi się o tym, że Lubow Raniewska straciła synka Griszę - utonął malec. Na tamten czas żadna z nas, studentek, nie ma nawet doświadczenia posiadania dziecka, a co dopiero jego straty...

Po tej etiudzie zaprzyjaźniam się z Żenią.

Kuchnia w akademiku. Próbujemy z Jurą scenę z trzeciego aktu, Lubow Raniewska i Pietia Trofimow na balu wyprawionym w dzień licytacji majątku. Audytorium jest niemal nieosiągalnym szczęściem - jedna sala na czterdzieści osób, za godzinę mam lekcję tanga na korytarzu. Ja: "Odważnie patrzy pan w przyszłość - czy nie dlatego, że nie widzi pan i nie oczekuje niczego strasznego, bo życie jeszcze się ukrywa przed pańskim młodym wzrokiem?".

Do kuchni wchodzi reprezentant Republiki Komi. Chłop tak szeroki jak wysoki, szurając klapkami odpala palnik i zaczyna smażyć rybę. Gramy dalej.

Raniewska: "Przecież ja się tutaj urodziłam, tutaj mieszkali moi rodzice, mój dziad, ja ten dom kocham, bez wiśniowego sadu nie rozumiem życia, jeśli już koniecznie trzeba sprzedać, sprzedajcie i mnie razem z sadem..." Nagle odskakuję z piskiem. Przez kuchnię przebiega wychudzona mysz. Już przy herbacie dociera do nas, że to sytuacja metaforyczna i zabawna - zgodna z myślą autora - warta zachowania w scenie.

Na zajęciach z Mastjerem (ros. Mistrz) Jurjim Krasowskim pokazujemy także etiudy, w których twórczo przetwarzamy nasze prywatne doświadczenia. Reżyserka Katja wychodzi na scenę i opowiada o tym co budzi w niej lęk a co daje poczucie wolności po czym odwija turban i cały rok rzuca się ją uściskać. Jest całkiem łysa! Dima i Jura rozśmieszają nas do łez clownadą przypominającą o zmianie czasu. Profesor płomiennie przemawia o tym, że artystą nie jest się tylko tych parę wypracowanych chwil na scenie, czy ekranie, żeby nim być trzeba świadomie i twórczo żyć. Oprócz Mastjera na widowni grono profesorskie. Nauczyciel tańca obserwuje, jakie są niedociągnięcia ruchowe, profesorka od dykcji strzyże uchem, była trenerka kadry olimpijskiej zakrzyknie jutro jeszcze głośniej na zajęciach z gimnastyki: "Rabotajtje! Rabotajtje!".

To holistyczne podejście do studentów stoi na antypodach moich doświadczeń w warszawskiej Akademii Teatralnej.

Po zajęciach idę do teatru. Zaczęłam chodzić na balet. Do kina. Kupuję książki. Stać mnie! Praw autorskich brak. W podziemnym przejściu od Mahlera po Abbę cena ok. 10zł, wejściówka do teatru, kina jakieś 12 zł. Pytam Żenię "A co jeśli tak jak u nas, w Polsce, to piractwo się skończy i płyta będzie kosztować 40?" "To wybuchnie bunt Masza. Ruscy ludzie muszą mieć swobodny dostęp do kultury".

Rzeczywiście w kolejce do szatni kłębi się tłum, prości ludzie przepychają się w kolejce, boleśnie dostaję łokciem w żebra, ale przyszli! Przyszli! Na Tołstoja, Czajkowskiego, Gogola! Jakiś imperatyw wewnętrzny im każe, od telewizora odejść i do teatru iść.

Przed telewizorem u sąsiadki w akademiku zasiadam za to ja. Oglądam wiadomości i już od czterech miesięcy nie zobaczyłam ani jednej wiadomości o Polsce. Jakie to zabawne. W kraju się odnoszą, protestują, apelują, potępiają, a Rosja ogromna i sobą zajęta. Po wiadomościach reality show "Ruscy ludzie w Stanach bez jedzenia". Krztuszę się pielmieniem.

Boże Narodzenie w oparach haszyszu z moim afgańskim kolegą Fuatem, Sylwester w gronie studentów Akademii Sztuk Pięknych. Ze względu na restrykcje wizowe nie podróżują na zachód, często za to bywają w Indiach. Rozmawiamy o duchowości. Dociera do mnie, że lata ateizacji dają im nieskrępowaną wolność w poszukiwaniach, podczas gdy głównym zmartwieniem moich zrażonych do kościoła katolickiego znajomych są trudności w dokonaniu aktu apostazji.

Na "ruczkę" zatrzymuję pijanego kierowcę, który wiezie mnie przez pijany Petersburg. Zapierający dech Newski Prospekt, po którym na kilkunastocentymetrowych obcasach pewnie kroczą Rosjanki podtrzymując swych zalanych w sztok partnerów. Ermitaż, w którym obejrzałam imponującą kolekcję dzieł impresjonistów, do której w Warszawie ustawiłaby się sześciogodzinna kolejka, a ja byłam tam sama! Nie licząc przysypiającej babci pilnującej bezcennej wystawy. Newa skuta lodem. Po lewej Kunstkamera, pierwsze otwarte dla ludu muzeum etnograficzne na świecie. Oczko w głowie Piotra I. Wizytę w nim przypłaciłam dwutygodniowym dołem. Dotąd śnią mi się słoje z formaliną, w których zatopiono płody bliźniąt syjamskich, muszelkę i kwiat. Petersburska arystokracja ustawiała je na kominkach - dla ozdoby. Zatrzymujemy się przed akademikiem. Czteropiętrowy budynek pełen przyszłych artystów, marzeń, śmiechu, literatury, karaluchów. Kierowca spod pedałów wyciąga flaszkę. Wznosi toast za wielką polską aktorkę Barbarę Brylską. Pijemy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji