Artykuły

Bez tandety

- Wybraliśmy drogę pod górę. Dzięki temu nie musimy uczestniczyć w wyścigach teatralnej tandety, złego gustu, gdzie konkurencja - nie tylko przecież w teatrze - jest bardzo duża - mówi ZENON BUTKIEWICZ, dyrektor naczelny Teatru Współczesnego w Szczecinie.

Czy jest już znany termin otwarcia nowej sceny Teatru Współczesnego na deptaku Bogusława?

- Mam nadzieję, że nowa scena ruszy na początku lutego. Jednak nie chcę mówić o dokładnej dacie ze względu na to, że prace remontowe jeszcze trwają. Wszystko od strony technicznej musi być wykonane na sto procent. Nie chcemy po prostu dopuścić do takiej sytuacji, że na drugi dzień po otwarciu nowej sceny trzeba by ją zamknąć w celu dokonania korekt i poprawek. Co do nazwy dla nowej sceny - to powinniśmy wybrać ją do 15 grudnia. Czytelnicy "Kuriera" wykazali się ogromną pomysłowością i przez to wybór jest dość trudny.

Niektórzy mogą pomyśleć, że nowa scena znaczy to samo co nowy teatr.

- Tak oczywiście nie jest. Należy pamiętać o charakterze tego obiektu. Nie jest to obiekt na miarę tego, który znajduje się na Wałach Chrobrego. Mamy do czynienia z kameralną przestrzenią, nawet nieco mniejszą niż dotychczasowa nasza druga scena - Malarnia. Nie jest to pomieszczenie nazbyt obszerne i wysokie, więc z jego kameralności należy uczynić walor. Nowa scena będzie połączeniem sali teatralnej i kawiarenki, czynnej od rana, w której będzie można zjeść śniadanie, napić się kawy, poczytać gazety - w tym prasę teatralną. Być może jakąś dodatkową atrakcją dla naszych gości będzie obecność aktorów, udających się na próbę, czy w czasie przerwy w niej korzystających z teatralnego bistro.

A repertuar? Przygotowujecie coś specjalnego na otwarcie?

- Rozpoczniemy trzema tytułami. "Napis", polską prapremierę francuskiej komedii Sibleyrasa reżyseruje Anna Augustynowicz. Następnie zaprezentujemy klasyczne dzieło Aleksandra Fredry "Mąż i żona" oraz thriller Martina McDonagha - "Pan Poduszka", który w październiku otwierał tegoroczną "Inwazję Barbarzyńców". Ostatni z tytułów będzie koprodukcją z fundacją Scena Współczesna działającą w warszawskiej Starej Prochoffni. Spektakl będzie równolegle prezentowany w Szczecinie i stolicy.

Co w takim razie stanie się z dotychczasową małą sceną Współczesnego - Malarnią?

- Za wcześnie o tym mówić. Powiem tylko, że cieszące się powodzeniem u publiczności spektakle Malarni - "Bliżej" i "Panna Julie" - tak długo pozostaną w repertuarze, jak długo to zainteresowanie będzie trwało. Scena na pewno nie zniknie, choć z pewnością trzeba będzie poszukać dla niej nowej formuły. Zależy to również od tego, jaki kształt organizacyjny będzie optymalny dla nowej sceny. Jako teatr profesjonalny musimy trzymać się pewnych standardów, których oczekuje od nas widz, nie możemy sobie pozwolić na ich obniżenie.

Otwarcie nowej sceny łączy się z jubileuszem teatru...

- To jest zbieg okoliczności! (śmiech). Tak po prostu się złożyło, że te dwa ważne wydarzenia pokrywają się ze sobą. Z jubileuszu nie chcemy robić jakiejś wielkiej fety, ale staramy się o fakcie naszego trzydziestolecia przypominać przez cały sezon. Z tej okazji powstaje spektakl opowiadający o roku, w którym teatr powstał, czyli roku 1976. Przygotowują go Piotr Ratajczak i Arkadiusz Buszko - ludzie na tyle młodzi, że tych lat dobrze nie pamiętają, ale przez to mogą w sposób świeży i ciekawy o nich opowiedzieć. Ja osobiście nie odczuwam nostalgii za tym okresem, ale uważam, że należy o nim mówić, chociażby dlatego, żeby go nadmiernie nie idealizować. Chcemy przygotować także okazjonalne wystawy, specjalne jubileuszowe premiery studenckie i belferskie, zapraszamy młodzież do udziału w konkursie literackim, będzie wiosną festiwal teatrów szkolnych - w repertuarze współczesnym, dni otwarte dla widzów. A już teraz wszystkich zapraszamy do zakupu jubileuszowych "różności": koszulek, kubków z autografami aktorów.

Trzydzieści lat to ani dużo, ani mało. Dzięki czemu teatr trzyma się ciągle w tak dobrej formie?

- Sądzę, że dzięki pewnemu sposobowi pracy, na który wszyscy w teatrze się zgadzamy. Otóż każdy, kto choć trochę wędrował po górach wie, że droga pod górę, choć z pozoru trudniejsza i bardziej męcząca, jest w istocie najbardziej ekscytująca. My wspólnie wybraliśmy i stale wybieramy tę właśnie drogę - pod górę, pod prąd, wbrew utartym przyzwyczajeniom. Przede wszystkim jest to ciekawe. Dzięki temu nie musimy uczestniczyć w wyścigach teatralnej tandety, złego gustu, schlebiania publiczności, gdzie konkurencja - nie tylko przecież w teatrze - jest bardzo duża. Droga, którą wybraliśmy jest może mniej uczęszczana, ale i towarzystwo na niej jest lepsze. Mamy lidera artystycznego z prawdziwego zdarzenia - Annę Augustynowicz i, co najważniejsze, towarzyszy nam publiczność, zarówno w Szczecinie, jak i choćby w Teatrze Małym w Warszawie, gdzie od lat dość regularnie występujemy z naszymi spektaklami. Liczne zaproszenia na ogólnopolskie i międzynarodowe imprezy są dowodem pozycji teatru, a zaproszenie przedstawienia Anny Augustynowicz "Samobójca" na Festiwal Interpretacji Reżyserskich jako "spektaklu mistrzowskiego" jest tego kolejnym świadectwem.

Co ważnego wydarzyło się w teatrze za pana kadencji?

- Najkrócej ujmując - udało się nam wszystkim, całemu zespołowi, ocalić najbardziej wartościowe elementy tradycji teatru z wcześniejszych lat, wzbogacić je o własne dokonania i stworzyć dobrze funkcjonujący organizm teatralny. Składa się nań zarówno potencjał artystyczny, stabilny budżet i przyjazne otoczenie - mówię tu i o publiczności, i o współpracy z władzami miasta, jak i z radnymi kilku już kadencji.

Teatr to nie tylko spektakle. Dzieją się tu rzeczy o których przeciętny widz nie wie.

- To zupełnie inny temat, na całkiem obszerną rozmowę. Praca w teatrze zaczyna się od rana i trwa do późnego wieczoru. Równolegle odbywają się próby i przedstawienia, trwa produkcja dekoracji, szyte są kostiumy, obok rozwijają się działania marketingowe, trwają rozmowy koncepcyjne, księgowość sporządza kolejne zestawienia i bilanse. Teatr - jako instytucja - łączy w sobie wiele rozmaitych sfer działania. A poza tym trzeba pamiętać, że jest "fabryką prototypów" - każda premiera jest swoista, unikalna, powstaje według osobnej, sobie tylko właściwej receptury, której nie da się skutecznie zastosować w innym miejscu. Ta jedyność i niepowtarzalność jest podstawową cechą teatru, jego słabością i siłą zarazem. Ot, taki paradoks o teatrze...

- Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji