Miecz na smoka
Zamiar wystawienia całego "Pierścienia Nibelunga", który kilka lat temu podjęła dyrektorka Opery Dolnośląskiej Ewa Michnik, jest co najmniej tak heroiczny, jak poczynania bohaterów monumentalnego dzieła. Co prawda bohaterowie owi bez wyjątku kończą źle, ale pani dyrektor z przeciwnościami losu, jak widać, radzi sobie lepiej niż oni.
Po udanej realizacji dwóch pierwszych części (i dramatycznej przygodzie ze sponsorem, który wycofał się z przedsięwzięcia, czym spowodował kilkumiesięczne opóźnienie premiery "Walkirii") nadchodzi czas na część trzecią, poświęconą Zygfrydowi, bohaterowi poczętemu z kazirodczego związku Zyglindy i Zygmunda.
W przedostatnim ogniwie Wagnerowskiej tetralogii znów mamy do czynienia z miłością niedozwoloną - tym razem zakochują się w sobie bratanek i ciotka (czyli tytułowy Zygfryd i zdegradowana za nieposłuszeństwo walkiria Brunhilda). Powróci wątek zagrabionego złota cór Renu, pojawi się smok Fafner i złośliwy karzeł Alberyk. Dziadek Zygfryda, bóg bogów Wotan, po raz kolejny podejmie próbę zapobieżeniu nieszczęściu i... po raz kolejny poniesie klęskę. Jak się cały ten bosko-mityczno-ludzki galimatias rozwiąże, przekonamy się w części czwartej - "Zmierzchu bogów".
"Zygfryda" w Hali Ludowej zrealizuje ten sam zespół, co poprzednie dwie części. Kierownictwo muzyczne nad spektaklem obejmie Ewa Michnik, reżyserią zajmie się Hans-Peter Lehmann, scenografię po raz kolejny - budując skojarzenia między monumentalną konstrukcją Maksa Berga a siedzibą bogów Walhallą - zaprojektuje Waldemar Zawodziński, a kostiumy w stylu fantasy - Małgorzata Słoniowska.
Uwaga! "Zygfryd" to najdłuższa część tetralogii. Spektakl trwa aż pięć i pół godziny (w tym, na szczęście dwie 45-minutowe przerwy).