Artykuły

Sztuka reżyserii

Tak się demokratycznie porobiło, że dziś w Polsce każdy, absolutnie, bezdyskusyjnie każdy, może się za reżyserię teatralną brać, a jak już się weźmie, to mu zawsze jakoś idzie - pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim odwołując się do recenzji Romana Pawłowskiego z "Wesela" w reż. Michała Zadary.

Moja tchórzofretka Cecylia, która tak mocno pragnęła zostać sekserką na farmie drobiu pod Jędrzejowem, że na konto Bóg raczy wiedzieć, jak bardzo w czasie odległego macania rodzinnych klejnotów piskląt, już dziś gruntownie spiłowała pazury, Cecylia ta ambitna - życiowe plany zmieniła oto gwałtownie. Już nie chce macać pod Jędrzejowem. Chce reżyserować w Krakowie.

Tak się demokratycznie porobiło, że dziś w Polsce każdy, absolutnie, bezdyskusyjnie każdy, może się za reżyserię teatralną brać, a jak już się weźmie, to mu zawsze jakoś idzie. A nawet jak nie, to ktoś popchnie - i pójdzie. Nie ma to jak żyć w kraju tak cudownie rozwiniętej solidarności obywatelskiej!

Koń reżyserem? A choćby i Łysek z pokładu Idy! Nie ma przeszkód! Nieboszczyk, który nie umie czytać? Jak najbardziej! Człekokształtne drzewo, co na Plantach usycha naprzeciw wejścia do gmachu krakowskiej PWST? Z tym cudakiem wręcz żal nie pracować! On wyreżyseruje wszystko, jak leci! Nawet własną korę! Słowem, dziś nad Wisłą każdemu psu - Reżyseroburek.

Jednak nie to niepoczytalne pospolite ruszenie młodzieńczych, brawurowych kapłanów Melpomeny ośmieliło Cecylię. Ostatecznie ośmielił ją teatralny krytyk Roman Pawłowski. Z wypiekami na skórze aż tak płomiennymi, że futro zaczęło lekko dymić, przeczytała w "Wyborczej" z 6 lutego tekst pana Romana o "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego, które młody reżyser Michał Zadara w Teatrze STU popełnił - i już wiedziała, że jej przeznaczeniem jest scena. I miała już też pomysł na własną, tchórzofretkową, pokoleniową wersję "Wesela". Swoją drogą, jakże człowiek ma nie wpaść na swą porażająco odkrywczą wersję, skoro sama "Wyborcza" uwzniośla porażające koncepty Zadary? Oznajmia, że aktualne, bo pokoleniowe, a pokoleniowe, bo tylko młodzi grają. Że świeże, bo w garniturach grają, nie w sukmanach. Wreszcie, że gorzkie, bo akcja dzieje się wyłącznie w szaletach, tuż koło klozetowej muszli. Cecylia oszalała z radości! A w kluczowych punktach tekstu - wręcz chciałem pogotowie wzywać.

A punkty kluczowe są dwa. Kosa wisząca na drzwiami szaletów, czyli - wedle pana Romana - pełen goryczy symbol zagubienia tradycji w dzisiejszych czasach. Oraz zdanie, przy czytaniu którego Cecylię aż taka frenezja wzięła w swe posiadanie, że mało brakowało, a kitę by sobie urwała. Otóż, na kanwie szaletowej młodzieży Zadary, pan Roman stawia pytanie gorzkie tak, że świat nie słyszał. "Co ich łączy prócz paszportu?".

Powtórzmy, bo warto zapamiętać. "Co ich łączy prócz paszportu?". Cecylia odpowiada oto pytaniem. Bohaterów własnej wersji "Wesela" na myśli mając, szepce: "Co ich łączy prócz pasztetu?". Właśnie tak, gdyż bohaterowie "Wesela" Cecylii to emeryci kolebiący się nad grobem, staruszkowie, których konsoliduje jedyne dziś w Polsce danie wystarczająco miękkie, by przy jego konsumpcji staruszkom nie stawało przed oczami ciemne widmo rychłej utraty żuchwy.

Czy trzeba mówić, że reżyserski głos tchórzofretki będzie głosem pokolenia dziadków i babć, o których potrzebie czucia smacznej miękkości w ustach dzisiejszy kapitalizm krwiożerczy nie pamięta, wciąż więc, aż do znudzenia, wyłącznie wierny pasztet żuć muszą? Nie trzeba. I nie muszę też wyjaśniać, że tak jak młodzież Zadary cierpi w szaletach, tak emeryci w "Weselu" Cecylii zgromadzą się po drugiej stronie weselnej komnaty - w kuchni mianowicie!

Tak, tu się zlezą. Na inwalidzkich wózkach, o kulach, kuśtykając, podpierając się wzajem. I tu potworne katusze Cecylia cierpieć im każe, albowiem przyjdzie im doglądać potraw, z których każda przepyszna, ale i stanowczo za twarda. Nawet bigos! Nawet ta papka, bo kto stuletniej Radczyni da gwarancję, że w kapuścianej mazi nie tkwi zdradziecko kawałek kiełbasy zbyt ostro wysuszonej?

Wyobrażacie sobie gorycz tego brawurowego oskarżenia bezduszności naszych czasów? Oto starcy, co mają w nosach najcudowniejsze zapachy swej ojczyzny - a wylaskać mogą jeno te w kieszeniach upchnięte pasztety drobiowe. Zgroza! Ślepy Czepiec dogląda krokietów. Obezwładniona parkinsonem Klimina ryzykownie obraca kotlety schabowe. Głuchy Wernyhora przez wetknięty w ucho Złoty Róg nasłuchuje, czy skwarki już skwierczą. Zaś groteskowo skarlały Żyd, kolebiąc się na piramidzie z dwóch taboretów, kosą nastawioną na sztorc miesza w monstrualnym garze bigosu już na zawsze nieosiągalnego.

Z grubsza tak to sobie tchórzofretka Cecylia sprytnie i przejmująco wymyśliła. Jeśli jest dziś nie tylko tak, że każdy może wyreżyserować cokolwiek, ale i tak, że ktokolwiek może uwznioślić nawet seans kory - to czemu nie spróbować "Wesela" emeryckiego?

Zaraz, zaraz... A jeśli się dramatycznie pomyliłem i Cecylia to nie moja tchórzofretka, jeno jakaś Cecylia Kora - realna studentka Wydziału Reżyserii krakowskiej PWST, dzielna Kora, co pod baczną opieką prof. Mikołaja Grabowskiego, niebawem naprawdę wymyśli właśnie moje z palca "Wesele" w garkuchni? Co uczynić, gdy moja bzdura prawdą teatralną się okaże? Nic wielkiego. Po prostu, gdy się ukaże bzdura - a ukaże się niechybnie - należy spokojnie czekać na bzdurę następną. Nowy nasz teatr zawsze nagradza cierpliwych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji