Artykuły

W Chile, czyli nigdzie

"Hipotetycznie rzecz rozgrywa się w Chile, ale równie dobrze mogłaby się zdarzyć "w każdym innym zakątku świata, gdzie do­tarł system totalitarny. Zaskaku­je mnie sukces i zachwyty, z ja­kimi spotkała się sztuka "Śmierć i dziewczyna" Ariela {#au#2032}Dorfmana{/#} w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii. Po obejrzeniu jej na deskach Teatru Nowego w Poznaniu nie dziwi mnie jej kla­pa albo, jak kto woli, kontrower­syjne przyjęcie w Warszawie.

Dorfman opowiada historyj­kę o spotkaniu kata i ofiary; le­karza kontrolującego przesłu­chania, wykorzystującego se­ksualnie ofiary terroru i kobie­ty. Lekarz Roberto Miranda tra­fia do domu Pauliny Salas przypadkiem. Ona poznaje go po specyficznym timbrze gło­su. W tym momencie rozpoczy­na się gra. Ofiara zamienia się w prześladowcę. W krajach de­mokratycznych sztuka Dorfma­na uwodzi egzotyką, czymś, co jest tylko, a może aż przedmio­tem dyskursu moralnego, lekcji etyki, abstrakcyjną wiwisekcją duszy ludzkiej. W Polsce spo­tkanie kata i ofiary nie jest ni­czym wyjątkowym. Raz, tuż po wojnie, oko w oko stawali prze­śladowani i ich oprawcy, dwa - po okresie stalinizmu w nie­jednej redakcji biurko w biurko zasiadali przesłuchiwany i przesłuchujący. W Polsce, czy­li nigdzie, jak chciał Alfred {#au#620}Jar­ry{/#}, historia ta nie rzuca na ko­lana. Ba, w rodzimej dramatur­gii był do temat wielokrotnie, bez artystycznego rezultatu ogrywany. "Śmierć i dziewczy­na" podobnie jak i nasze rodzi­me sztuki rozrachunkowe sze­leści papierem.

Krzysztof Zanussi, specjalista od moralności w kinie, skrzętnie wykorzystywał technikę kompo­zycji sztuki. Kadr po kadrze przesuwa się powoli. Gdyby nie cudowna, pełna prostoty i sym­boliki scenografia Ewy Starowie­yskiej, można by zamknąć oczy i słuchać. Znakomity materiał na słuchowisko.

Reżyser zastosował metodę ograniczonego zaufania. Nie do­wierzając widzowi stawia - ku zaskoczeniu miłośników jego twórczości filmowej - kropkę nad i. Technika filmowa w fina­le zawodzi.

W poznańskiej realizacji "Śmierci i dziewczyny" jest je­den moment, który zapiera dech swoją teatralną urodą: przejście od "spowiedzi" Pauliny do ze­znania przeciw magnetofonom Roberto Miranda. Napięcie mię­dzy Joanną Szczepkowską a Wi­toldem Dębieckim udziela się publiczności. Niestety, wiele scen było niedopracowanych. Odnosi się to szczególnie do Ja­nusza Andrzejewskiego (Escobar) bardziej uduchowionego poety niźli prawnika, który ma docho­dzić prawdy, śladów dawnego terroru. W scenach z nim gubi się również Joanna Szczepkowską.

Kolejny raz w polskiej rzeczy­wistości zawiodła metoda spraw­dzona gdzie indziej: sztuka do­brze napisana, markowy reżyser i scenograf, gwiazda, a może i dwie na scenie. My lubimy da­nia raczej gorące, a nie letnie...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji