Artykuły

Pojechałbym Cybulskim

Zbigniew Cybulski został patronem gdańskiego tramwaju. Uroczystość nadania imienia odbyła się w miniony wtorek, w 93. rocznicę urodzin legendarnego artysty. - Aktor grający Zbyszka Cybulskiego w tramwaju im. Zbyszka Cybulskiego? Może jak pandemia się skończy, zrobiłbym taki happening? - mówi Robert Ninkiewicz, aktor Teatru Wybrzeże.


Przejażdżka tramwajem im. Zbigniewa Cybulskiego miałaby dla Pana znaczenie szczególne?

Bez dwóch zdań. Jestem aktorem Teatru Wybrzeże, a właśnie tu Cybulski, niemal 70 lat temu, debiutował. W dodatku, w przedstawieniu „Urodziny, czyli ceremonie żałobne w czas radosnego święta", zagrałem jego postać.

Aktor Ryszard Moskaluk wspominał kiedyś, że gdy 8 stycznia 1967 roku Cybulski zginął pod kołami pociągu, w sopockim Grand Hotelu kończył się właśnie bankiet inaugurujący otwarcie nowej sceny Teatru Wybrzeże na Targu Węglowym...

Jeszcze tego samego dnia w holu teatru powieszono ogromne, przesłonięte kirem, zdjęcie aktora. Gest bardzo symboliczny, bo Cybulski był obecny na wszystkich wcześniejszych scenach Wybrzeża: tej w Gdyni, w budynku opery czy w Teatrze Kameralnym, ale na nowej już nie zaistniał: porzucił Gdańsk w 1960 roku. Gdyńska scena, gdzie zagrał swoją pierwszą, po studiach w krakowskiej szkole teatralnej, rolę, dawno temu spłonęła, a scena sopocka kilka lat temu zmieniła siedzibę.

Gdzie więc błąka się dziś duch Cybulskiego?

Analizowałem jego drogę teatralną na Wybrzeżu, gdy przygotowywałem się do roli Zbigniewa Cybulskiego. To były próby mierzenia się z legendą. Przeczytałem mnóstwo wspomnień ludzi, z którymi pracował w gdańskim teatrze. Utkwiły mi w pamięci zwłaszcza opowieści, z jaką niechęcią wbijał się w klasyczny kostium, we frak, surdut, żupan. Jak trudno mu było w tym się poruszać.

W „Poszukiwaczach", z 1953 roku, ma na sobie kraciastą marynarkę, pumpy, muszkę. Ma i wąsik! Nad czołem lok. W „Grzechu", dwa lata później, wygląda jak latynoski amant. Na mającym jeszcze swój przedwojenny rodowód przedniojęzykowym „ł", które było normą w teatrze jego czasu, ponoć łamał sobie język.

Wspominano, że gdy wypowiadał swoje kwestie, bez opamiętania pluł. Kiedy jako Herszt wpadał na scenę w „Tragedii optymistycznej", wrzeszczał: „Czołem chłopaki, czołem anarchiści". Miał na głowie zawadiacką czapkę. To był czas bez okularów na scenie.

I pewnie nie były to role, z których go zapamiętaliśmy, które mu pasowały. Utkwiło mi w pamięci zdanie, które powiedział już po sukcesach filmowych, gdy był szalenie popularny. Mówił, że młodzi aktorzy są świetnie przygotowani technicznie, że operują znakomitą polszczyzną, wybornie akcentują, ale nie mają zielonego pojęcia o psychice bohatera, w ogóle ich to nie obchodzi. Tym myśleniem nieco wyprzedził swoje czasy... Dziś, mimowolnie, wciąż próbujemy dorównać Cybulskiemu, chcemy być jak on na scenie, szalenie współcześni.

Nie wszystkim widzom to odpowiada.

I trudno się dziwić. Teatr nie jest miejscem naśladującym życie. To z założenia sacrum, przestrzeń mistyczna. Daleka od rzeczywistości. Wielu oglądających współczesne realizacje ma nam, aktorom, za złe, że jesteśmy tak realistyczni, że w rolach nie różnimy się od ludzi, których spotyka się na co dzień w sklepie, windzie, na ulicy...

Cybulski jest dziś ważny dla młodych aktorów?

Nie wszyscy moi studenci potrafiliby coś więcej o nim powiedzieć, ale też nawet nazwiska typu Janda czy Gajos niewiele im mówią, a co dopiero nazwiska ludzi, którzy tworzyli gdańską scenę, tuzy tego teatru sprzed 50 lat! Mam nadzieję, że tramwaj zwany Cybulskim będzie im o nich przypominał. Ktoś zajrzy do Wikipedii i przeczyta, że był jakiś Cybulski, który zrobił niemałą karierę w świecie, a zaczynał w Gdańsku.



Uważał, że lata spędzone na Wybrzeżu to był najszczęśliwszy jego czas. To tutaj miał największe sukcesy teatralne, rola Johnny'ego w „Kapeluszu pełnym deszczu" - w reżyserii Andrzeja Wajdy - należy do najgłośniejszych. To tu, co wiele razy podkreślał, ukształtowała się jego aktorska osobowość.


Kiedy przed trzema laty zrobiliśmy ów wspominkowy spektakl jubileuszowy, duch Cybulskiego na pewno do Teatru Wybrzeże wrócił. Ale gdy nazwiska dawnych twórców tej sceny wybrzmiały, musieliśmy je sobie na nowo przyswoić. Wiele z nich było zagadką nie tylko dla młodych. Kiedy przyszedłem do gdańskiego teatru, tych starych aktorów, którzy jeszcze pamiętali Cybulskiego, którzy zetknęli się z nim na scenie, była garstka. Czasem któryś z nich rzucił jakąś anegdotę, ale to nie było już nic, czego nie znalibyśmy wcześniej. Dziś tylko starzy aktorzy, takie mam wrażenie, celebrują pamięć o swoich nieżyjących już kolegach. Na nich niejako opierają swoje teatralne jestestwo, tak jakby ci dawni wciąż tu byli. Grali.

Mimo to dawni mistrzowie są wciąż ważni w teatrze?

Ciągłość pokoleniowa, choć jej się tak nie celebruje, niezmiennie ma znaczenie. To sprawia, że młody człowiek, który wstępuje na scenę, czuje przynależność do swego rodzaju elity teatru. Elity, która wyznacza standardy tego zawodu, ceremoniał. Ja też miałem swojego mistrza, aktora, na którego patrzyłem inaczej niż na wszystkich. To Andrzej Karolak z teatru w Białymstoku. Niezwykły życiorys, zagrał ponad 150 ról, przeszedł wszystkie szczeble teatralnej roboty, od inspicjenta, rekwizytora, po dyrektora teatru. Pamiętam jak zaczęliśmy mówić sobie na ty, to było dla mnie wydarzenie! Kiedy moi studenci kończą szkołę, też przechodzę z nimi na ty, tym gestem niejako uchylam im magiczne drzwi teatru, zapraszam do środka. Myślę, że podobną przynależność mogli czuć ci, którzy bywali w latach 50. w sopockim mieszkaniu Cybulskiego.

Był legendą za życia.

Gdy kupił fiata 500, ponoć każdy chciał dotknąć tego samochodu. Że niby to przynosi szczęście. A niektórzy próbowali nawet coś uszczknąć, urwać z karoserii, by zachować jakąś pamiątkę po aktorze. Relikwię. Cybulskiego strasznie to męczyło. Mam nadzieję, że moi studenci nie będą urywali klamek z mojego samochodu…

A może powinien Pan raczej powiedzieć: Mam nadzieję, że moi studenci będą urywali klamki z mojego samochodu?

(śmiech) Nie bardzo... Ciężko na niego pracowałem i nawet jeszcze nie spłaciłem... Jak już spłacę, to może zacznę rozdawać lusterka i dekle. Gdybym żył w czasach Cybulskiego, na pewno miałbym dekiel od jego fiata 500…

Łatwo grać Cybulskiego?

Szaleństwem byłoby go naśladować. Skupiłem się na aurze tej postaci. Na tym, że mimo całego uroku, talentu, był kabotynem, potrzebował ogromnej akceptacji, dowartościowania, miał straszliwe kompleksy. Te liczne anegdoty na jego temat świadczyły o tym, że wszystko, co robił, było trochę na pokaz. Zjechanie po poręczy, podczas gdy wszyscy inni schodzili normalnie po schodach, to demonstracja tego, że chciał się wyróżniać, zwrócić na siebie uwagę. Z kolei, gdy wchodził na górę, liczył schody, trudno nie zwrócić na kogoś takiego uwagi... Do tego wszędzie się spóźniał, choć na okrągło się spieszył.

Jego koleżanka z dawnych lat, od ponad pół wieku aktorka Teatru Wybrzeże, Krystyna Łubieńska tak skomentowała nadanie tramwajowi imienia Cybulskiego: Nigdy nie jeździł tramwajem! Poza tym czy miałby cierpliwość nań czekać? Prędzej ruszyłby na piechotę...

Publiczność, gdy spóźniał się na spektakl, potrafiła czekać na niego nawet godzinę. „Wszyscy na mnie czekali, mnie chcieli oglądać" - to tekst, który wypowiadam w tej roli. Z drugiej strony, myślę sobie, wszyscy aktorzy jesteśmy po trosze kabotynami, potrzebujemy odrobinę sławy... Lubimy się popisywać.


Aktor grający Zbigniewa Cybulskiego, w tramwaju im. Zbigniewa Cybulskiego - to też teatr. Może jak pandemia się skończy, zrobiłbym taki happening? Wykluczone, oczywiście, bym wskakiwał do tego tramwaju, gdyby ruszył...  Opowiadano, że gdy Cybulski wraz Kobielą jechali z Sopotu na próby do teatru, zawsze wskakiwali do odjeżdżającej z peronu kolejki SKM. To były popisy, odgrywanie sceny. Dziś nie do pomyślenia byłoby, byśmy z kolegami odstawili takie przedstawienie…



Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji