Gorzki miód
Premiera Mieszczanina szlachcicem Moliera w reż. Jerzego Stuhra sprowadziła do Teatru Ludowego prawdziwe tłumy znakomitych gości. Wygląda na to, że teatr w Nowej Hucie jest miejscem szczególnie lubianym przez władze miasta. Rzadko bowiem gdzie indziej można spotkać naraz wojewodę Tadeusza Piekarza, obecnego prezydenta Józefa Lassotę i byłego prezydenta. prof. Jacka Woźniakowskiego oraz wiceministra Edwarda Nowaka. Byli również miejscy i wojewódzcy urzędnicy, dyrektorzy teatrów, artyści i dziennikarze z szefową telewizyjnej kultury Marią Osterwą-Czekajową na czele.
Tym milsze musiały być dla artystów rzęsiste brawa i stojące owacje na zakończenie przedstawienia. Najbardziej fetowano oczywiście głównego bohatera wieczoru, czyli Jerzego Stuhra w roli pana Jourdain. Wydawało się, że postanowił on udowodnić, iż Molier napisał Mieszczanina dla jednego tylko aktora. Czuję się w obowiązku dodać małą kroplę goryczy do wielkiej ilości miodu, która rozlała się tamtego sobotniego wieczora. Przypominając sobie kreację Bogumiła Kobieli i Barbary Krafftówny z pamiętnego spektaklu Teatru Telewizji można łatwo stwierdzić, że Molier napisał znacznie więcej niż nakazano w Teatrze Ludowym. W spektaklu z Nowej Huty zdolny skądinąd zespół zaistniał tylko w epizodach, zniknęły prawie postacie, bez których komedia traci swój istotny wątek (Kleont, pani Jourdain). Sama zaś kreacja Stuhra była zbyt jednostronna. Trochę w tym winy samej publiczności, która chce widzieć w swym ulubionym aktorze ciągle jednego, znanego z wcześniejszych filmowych wcieleń bohatera.
Znając dyr. Jerzego Fedorowicza można mieć nadzieję, że dla poprawienia frekwencji w swoim teatrze będzie miał więcej pomyslów niż trzy „Stuhrowe” przedstawienia na raz. Teatr Ludowy czeka na nowych, nie mniej wybitnych reżyserów i aktorów…