Artykuły

To już nie teatr! To było życie!

Lipiec 1975 roku. Zespół Warszawskiego Teatru Ochoty zjeżdża do Zamościa. Miasto nie ma teatru. Gramy prawie codziennie w różnych salach, spacerujemy, poznajemy cudowne zabytki, oglądamy renesansowe kamieniczki, ratusz. Poddajemy władzom myśl, aby grać Szekspira na schodach, krużgankach przed ratuszem. Idea podoba się. Za rok pierwszy spektakl plenerowy Romeo i Julia, robiony specjalnie dla Zamościa. W próbach otwartych na rynku uczestniczą widzowie. Potem premiera. Tłumy, emocje i reakcje na pojedynki, miłość nieszczęśliwą. Wszystkie wydarzenia przejmują autentycznością scenerii. Książę wjeżdżający na koniu, pogrzeb Julii przy świetle pochodni i księżyca.

W rok potem Teatr Ochoty przygotowuje Hamleta, specjalnie dla zamojskiego pleneru, komponując sytuacje w oparciu o architekturę ratusza i renesansowych kamieniczek. Podczas prób na zamojskim rynku towarzyszą nam coraz większe tłumy ludzi dorosłych, dzieci, młodzieży — siedzą godzinami, teksty Szekspira znają już na pamięć.

31 lipca 1977 roku premiera. Rynek pełny. Ludzie stoją, wchodzą na okoliczne domy, podesty i gdzie się tylko da.

Na dworze królestwa Danii żałoba. Ratusz okryty kirem. Wielkie znicze rozświetlają architekturę. Słychać pierwsze takty muzyki napisanej specjalnie dla tego przedstawienia przez Czesława Niemena. Dworzanie zdejmują żałobne płachty. Reflektory oświetlają tarasy, schody, podcienia. Wychodzą trębacze, strażnicy, dwór — ceremonia zaślubin królowej z bratem zmarłego króla. Żałoba przemienia się w radość uroczystości weselnych.

Nagle zrywa się wiatr. Na niebie błyskawice, grzmoty, ulewa. W tym momencie zjawia się duch króla — najpierw na dachu kamieniczki, potem na ratuszu, wreszcie na wieży. Duch w obłokach dymu, w świetle błyskawic i strugach deszczu. Aktorzy grają jak w transie, udziela się to widowni. Siedzą w tym deszczu do końca, złączeni magią sztuki aktorskiej i teatru. Pierwszy w historii spektakl „Hamleta” w ulewnym deszczu i przy pełnej czterotysięcznej widowni. Strażnicy wynoszą zmarłego Hamleta i wtedy znowu spada kir i okrywa żałobą ratusz — zamek Elsynor. Mimo iż deszcz nie przestaje padać, widzowie nie odchodzą, biją brawa, wstają, śpiewają „sto lat” na cześć aktorów i teatru. Co było najwspanialsze w tym przedstawieniu — dla mnie jako reżysera? Ta wspólna walka z żywiołem — i aktorów, i widzów. To, co się działo w nas wszystkich, było autentyczne. Nie było teatru, było życie. Kontakt, jaki nastąpił między nami a widzami, był niespotykany w żadnym teatrze. Może plenery w starożytnej Grecji, gdzie ludzie siedzieli, jedli, spali czasem czekając na następne przedstawienie, mogły stworzyć podobną atmosferę? Wszystko w teatrze. Aktorzy byli postaciami ze sztuki. Dotknęliśmy prawdy, jakiej na żadnej próbie nie udało się osiągnąć. Trzy razy podczas tej ulewy pytałem aktorów czy przerwać spektakl, i trzy razy odmawiali. To nie Leśniewski — Hamlet, lecz królewicz duński chciał kontynuować zemstę, to Ofelia chciała dalej być w Elsynorze, a nie aktorka Stryjek. I każdy z nich był królem, królową, Poloniuszem…

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji