Artykuły

Opera nie może być za trzy grosze

- Myślę, że w negatywnym widzeniu gdańskiego teatru operowego szczególnie zasłużone są działające w teatrze związki zawodowe - mówi Anna Czekanowicz, zastępca dyrektora Biura Prezydenta Gdańska. - W ciągu kilku lat podniosłem budżet opery o blisko 50%, do 6,5 mln zł. Nie widzę, by przekazywane środki przekładały się na znaczący repertuar czy jakość działania opery - mówi marszałek Jan Kozłowski. W Dzienniku Bałtyckim dwugłos o Operze Bałtyckiej.

Wypowiedzi Jana Kozłowskiego i Anny Czekanowicz po naszym artykule "Opera Bałtycka do rozbiórki"

ANNA CZEKANOWICZ

zastępca dyrektora Biura Prezydenta Gdańska

W Polsce jest 10 scen operowych. Dwie w Warszawie (Opera Narodowa, nieporównywalna swym budżetem i liczbą zatrudnionych artystów z żadną inną, oraz Opera Kameralna), nadto teatry w Bydgoszczy, Bytomiu, Krakowie, Łodzi, Poznaniu, Szczecinie, Wrocławiu i Gdańsku. Co jakiś czas w którejś z nich wybucha awantura - dwie ostatnio najgłośniejsze to zmiana dyrekcji w Operze Narodowej już po rozpoczęciu sezonu artystycznego (dyrektorem artystycznym został, usunięty w referendum pracowniczym w Krakowie, wybitny śpiewak Ryszard Karczykowski, zastępując usuniętego po referendum pracowniczym wybitnego reżysera Mariusza Trelińskiego) i zagrożenie likwidacją Opery na Zamku w Szczecinie. Taka awantura nie tak dawno miała także miejsce we Wrocławiu. Załoga przez długi czas nie chciała zaakceptować Ewy Michnik na stanowisku dyrektora, musiała się ugiąć dopiero pod niezłomną wolą władz. Jak widać, artyści operowi raczej nie cenią swoich dyrektorów, w nich upatrując źródła wszelkiego zła. W nich i w braku pieniędzy.

Teatr operowy zawsze ma za mało pieniędzy; to nieodłączna cecha tego gatunku sztuki. Nawet Metropolitan Opera, nawet Opéra Bastille. Kosztowne są produkcje, jeszcze bardziej kosztowni są artyści. Publiczność, także polska, mająca szeroki dostęp do najlepszych operowych realizacji za pośrednictwem telewizji i nagrań, chce tego samego na żywo, na operowej scenie w swoim mieście.

Jak jest w Gdańsku? Myślę, że w negatywnym widzeniu gdańskiego teatru operowego szczególnie zasłużone są działające w teatrze związki zawodowe. Jeśli artyści sami nie widzą i nie podkreślają artystycznych sukcesów swego teatru, na pewno nikt z zewnątrz nie będzie załamywał rąk. Wrocław chętnie przyjedzie do Gdańska z jednym przedstawieniem, inkasując za nie honorarium w wysokości jednej trzeciej gdańskiej rocznej dotacji.

Niewątpliwie teatr operowy wymaga reformy. I dotyczy to nie tylko Gdańska. Sztuka, jak wiemy, nie znosi demokracji, stagnacji i etatyzmu.

Miasto Gdańsk nie umywa rąk wobec inicjatyw związanych ze wspieraniem przedsięwzięć artystycznych w swoim mieście; także operowych. Przykładem tego może być konsekwentny udział w realizacji gdańskiego festiwalu koncertowych wykonań oper. Z pewnością oczekuje jednak podjęcia odważnych działań reformatorskich. Współdotowanie teatru musi wszak oznaczać rzeczywisty wpływ na kształt subsydiowanej instytucji.

Miasto jest świadome, że teatr operowy wymaga właściwej oprawy, którą może być nowoczesna, działająca na wyobraźnię siedziba. Rok temu prezydent Gdańska podjął pierwsze rozmowy z marszałkiem województwa pomorskiego, choć obciążenia finansowe związane z realizacją już rozpoczętych inwestycji w dziedzinie kultury nie pozwolą na rozpoczęcie nowej, operowej, w okresie 2007-2013. Prowadzone są jednak prace nad zarezerwowaniem odpowiedniego terenu pod przyszłą inwestycję. Trwają też prace nad wizją.

Gdańsk - Europejska Stolica Kultury Roku 2016 - musi ją mieć.

***

Rozmowa z marszałkiem Janem Kozłowskim

Obecna dotacja dla Opery Bałtyckiej wystarcza na podtrzymanie jej egzystencji. Czy to ma sens?

- W ciągu kilku lat podniosłem budżet opery o blisko 50%, do 6,5 mln zł, ale zdaję sobie sprawę, że w zasadzie idzie to na wynagrodzenia. Nie widzę, by przekazywane środki przekładały się na znaczący repertuar czy jakość działania opery. Z mojej strony pytanie jest więc takie: o ile trzeba by zwiększyć ten budżet, żeby opera w Gdańsku, najkrócej mówiąc, zaistniała w skali kraju?

Jeszcze raz tyle.

- Mnie na to nie stać. W Poznaniu partycypował w kosztach opery np. Kulczyk i prezydent miasta. Szykujemy się teraz do wybrania nowego dyrektora. Kandydatowi zadam pytanie: jaki powinien być budżet, aby przełożyło się to na inną jakość repertuaru?

Prezydenta Adamowicza nie pyta pan o udział miasta w budżecie gdańskiego teatru operowego?

- Stawiam mu takie pytanie. Myślę, że gdyby pojawiła się poważna propozycja, prezydent na pewno się dołoży.

A może Gdańska nie stać na teatr operowy z prawdziwego zdarzenia?

- Wtedy pojawiłoby się pytanie, czy utrzymywać to, co jest. Oczekiwałbym tu poważnej dyskusji krytyków, a także wśród potencjalnych widzów i mieszkańców. Sam się zastanawiam, jakie pojawiłyby się głosy, gdyby pojawiła się propozycja likwidacji tej opery czy powołania nowej instytucji. Na razie jednak zobaczę, jakie warunki postawi mi nowy dyrektor. Gdy otrzymam konkretną propozycję, będę ją rozważał. Ale nie będę podejmował działań pod ciśnieniem związków zawodowych, powtarzających, że płace są niskie i trzeba je powiększyć. Opera nie jest instytucją charytatywną.

Na zdjęciu: Opera Bałtycka w Gdańsku

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji