Artykuły

Odświeżanie klasyków

Co zrobić, by klasyczne dramaty wciąż do nas przemawiały? Trzeba je drastycznie uwspółcześnić. Tak, żeby Makbet rozmawiał przez komórkę, Hamlet był fanatycznym islamistą z Bliskiego Wschodu, a Ofelia ginęła w samobójczym zamachu. Na zdjęciu: "Al-Hamlet Summit" (Zaoum Theatre, Kuwejt).

Na afiszu znajomy tytuł - "Romeo i Julia". Ale nazwiska Williama Szekspira próżno szukać wśród autorów nowego musicalu Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy. Dialogi napisał Bartosz Wierzbięta, tłumacz polskiej wersji "Shreka". Akcja w zarysach jest ta sama, z renesansowych realiów nic jednak nie zostało. Kochankowie z Werony mówią współczesnym językiem polskiej młodzieży, w którym dziewczyny to "suczki", pieniądze to "kasa", a źle widziany na przyjęciu gość to "łach". Tybalt jest didżejem, stary Kapuleti to nowobogacki biznesmen o cechach gangstera, Ojciec Laurenty porzucił zakon i żyje na narkotykowym haju, a Merkucjo z kolegami ćwiczy wschodnie techniki walki. Renesansowa Werona zmieniła się we współczesne centrum handlu narkotykami: specyfik, który wprowadza Julię w letarg, nazywa się jak odmiana prochów - Szmaragdowy Strzał, a Romeo popełnia samobójstwo za pomocą śmiertelnej dawki ekstazy.

Teatralni puryści już krzyczą, że to zbrodnia na Szekspirze. Jednak młoda widownia nie przejmuje się i wali na warszawski Torwar, aby obejrzeć opowieść o swoich rówieśnikach, naiwnych idealistach, którzy przegrywają z cynicznym światem pieniędzy.

Halo, mówi Makbet

Józefowicz i jego współpracownicy próbują odpowiedzieć na fundamentalne pytanie w dzisiejszym teatrze: jak przedstawić współczesnej publiczności dramat, który powstał w innej epoce? Wiek XX wymyślił w tym celu inscenizację. Za pomocą skrótów, scenografii i kostiumu można było zmienić całkowicie kontekst i sens sztuki. W ten sposób na scenie pojawił się Hamlet czytający zamiast książek gazety, Makbet, który dzwoni do żony z pola bitwy za pomocą telefonu komórkowego, czy Desdemona, piorąca chusteczki w pralce automatycznej.

Kłopot w tym, że słowa, które wypowiadają klasyczni bohaterowie, nie dają się przebrać we współczesny kostium, mimo nowoczesnych przekładów należą do epoki, w której wypowiedziano je po raz pierwszy. Nie da się bowiem zmienić ukrytego w nich sposobu myślenia, tak jak nie da się przenieść do końca w dzisiejszą rzeczywistość feudalnych dworów Szekspira. Ten dysonans szczególnie silnie czuje się w filmowych adaptacjach klasyki. W "Romeo i Julii" Lehrmanna podobnie jak w musicalu Józefowicza bohaterowie jeżdżą szybkimi samochodami i biorą narkotyki, ale ich język i sposób myślenia pochodzą z XVI wieku.

Trzy razy Elektra

Istnieje jednak stary niezawodny sposób na "uwspółcześnianie" dramatów - pisanie dawnych historii od nowa. Teatr stosuje go od swych prapoczątków. Gdyby sztuka inscenizacji istniała w antycznej Grecji, zapewne nie powstałyby trzy tak różne wersje tej samej historii Elektry, córki Agamemnona, pióra największych tragików epoki: Ajschylosa, Sofoklesa i Eurypidesa. Nie byłoby także "Don Juana" Moliera, który opracował na nowo historię uwodziciela z Sewilli znaną ze sztuki hiszpańskiego mnicha Tirso de Moliny, ani "Fausta" Goethego, który wykorzystał starą legendę o pakcie uczonego z diabłem znaną dwieście lat wcześniej dzięki tragedii Christophera Marlowe'a.

Ponieważ prawa autorskie w przeszłości nie istniały, dramaturdzy mogli do woli czerpać z innych autorów, nie narażając się na proces o plagiat. Adaptacje stanowiły większość repertuaru powstałego w XVIII wieku Teatru Narodowego w Warszawie. Aby przybliżyć polskiemu widzowi Molierowskiego "Świętoszka", akcję komedii przeniesiono z XVII-wiecznego Paryża do Warszawy doby I rozbioru. Z kolei komedia "Mieszczanin szlachcicem" rozgrywała się w Dubnie na Wołyniu. Publiczność poszukująca w teatrze aktualności ceniła te przeróbki, tym bardziej że nie znała oryginałów.

Antygona kontra marszałek Petain

W wieku XX literackie adaptacje starych historii straciły na popularności wraz ze wzrostem pozycji reżysera w teatrze, ale nie zanikły. W latach 30. i 40. we Francji zapanowała prawdziwa moda na antyczne tematy, sztuki a la antique pisali Andre Gide, Andre Obey i Jean Giraudoux. Wspólną ich cechą było współczesne podejście do mitu: bohaterowie, choć ubrani w antyczny kostium, myśleli i działali jak ludzie pierwszej połowy XX wieku.

Podczas okupacji niemieckiej antyczny kostium stał się nie tylko modą, ale i koniecznością, bo tylko tak można było mówić o sytuacji zniewolenia. Sartre w "Muchach" (1942) opartych na "Orestei" Ajschylosa pokazywał obraz okupacji jako plagi owadów prześladujących Argos. Bohaterka "Antygony" Jeana Anouilha przeciwstawiała się kompromisowi, który proponował jej Kreon, ugodowy polityk. Wielu widzów widziało w jej losach swój dylemat: czy poddać się jak marszałek Petain, czy przeciwstawić się okupantowi i przyłączyć do Ruchu Oporu.

Na podobnej zasadzie działały nowe wersje starych mitów w komunizmie. Do najbardziej znanych należała sztuka "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" (1971) chorwackiego autora Ivo Bresana, który historię duńskiego księcia wpisał w rzeczywistość socjalistycznej spółdzielni rolnej. Bohaterami byli spółdzielcy z dalmackiej wioski, którzy wystawiali amatorskie przedstawienie "Hamleta". Podczas prób odkrywali coraz więcej analogii między gnijącym państwem duńskim, które pokazuje Szekspir, a swoim życiem przeżartym przez zło.

Nowa praca Heraklesa

Ale dopiero w końcówce ubiegłego wieku doszło do prawdziwego rozkwitu dramaturgii opartej na klasycznych motywach. W 1996 roku Sarah Kane, jedna z najważniejszych autorek dekady, pisze współczesną wersję mitu Fedry, żony Tezeusza, zakochanej w swym pasierbie. Z tekstu Seneki pozostaje zarys historii, który dramatopisarka wypełnia nową treścią. Akcję przenosi do współczesnej metropolii, bohaterów wyposaża w cechy ludzi końca XX wieku, znudzonych konsumpcją, samotnych, rozpaczliwie szukających miłości. Umieszcza szokujące sceny gwałtu i przemocy, których teatr antyczny z zasady nie pokazywał.

Za przykładem Kane idą następni. Belgijski reżyser Luk Perceval ze współpracownikami pisze nowe wersje "Otella", "Andromachy", a nawet czechowowskiego "Wujaszka Wani". Jego "Król Lear" grany jako "L. King of Pain" ("L. Król Ból") to opowieść o chorym na alzheimera pensjonariuszu domu starców, któremu wydaje się, że jest szekspirowskim Learem. Dialogi z jego "Andromachy" są przesycone erotyką, przy której Racine dostałby wypieków.

Wydarzeniem ostatniego sezonu w Wielkiej Brytanii jest sztuka "Cruel and Tender" ("Okrutny i czuły") czołowego brytyjskiego dramaturga Martina Crimpa oparta na "Trachinkach" Sofoklesa. Stary tragik nie poznałby swego utworu: Crimp zanurzył mit o Heraklesie w rzeczywistości wojny z terrorem, główny bohater zwany Generałem walczy z terrorystami za pomocą ich własnych metod, równając z ziemią miasta i zastraszając ludność. Nie może jednak zrozumieć, dlaczego im bardziej walczy z terroryzmem, tym silniejszy jest jego niewidzialny przeciwnik, i dlaczego obrońcy praw człowieka zarzucają mu ludobójstwo.

Jeszcze mocniej wiąże ze współczesnym czasem swoją wersję "Hamleta" kuwejcki dramatopisarz Sulayman al Bassama. "Al-Hamlet" pokazany niedawno na Festiwalu Festiwali "Spotkania" w Warszawie przenosi historię duńskiego księcia w realia Bliskiego Wschodu, gdzie feudalizm, dworskie intrygi i skrytobójstwo są na porządku dziennym. Hamlet pod wpływem śmierci ojca radykalizuje się i z wychowanka zachodniej uczelni staje się radykalnym przywódcą islamskim. Ofelia ginie w samobójczym zamachu, a Klaudiusz do ostatniej chwili próbuje ratować upadający reżim.

Chwilami ma się wrażenie, że Szekspir pisząc "Hamleta" przewidział telewizję al Dżazira.

Szansa dla klasyki

Nurt odnawiania klasyki, silny w teatrze europejskim, w Polsce płynie wątłym strumykiem. Do nielicznych przykładów należy sztuka Remigiusza Brzyka i Zdzisława Jaskuły "Wojna matka" wystawiona w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. To nowa wersja Matki Courage i jej dzieci" Bertolta Brechta przeniesiona z czasów wojny trzydziestoletniej w epokę współczesnych konfliktów zbrojnych, w których "niewierni" walczą z "antychrystami".

Coraz odważniej poczynają sobie z klasykami młodzi reżyserzy. Ostatnio Jan Klata w przedstawieniu według "Hamleta" zrealizowanym w Stoczni Gdańskiej dopisał scenę, w której Klaudiusz z dworem testuje francuskie wina, co ma obrazować rozpasanie elit w Elsynorze, czyli w Polsce. Nową wersję "Wujaszka Wani" przygotowuje w Gdańsku reżyserka Monika Pęcikiewicz z dramaturgiem teatru Pawłem Demirskim.

Czy doczekamy się nowych "Dziadów", "Kordiana" i "Balladyny"?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji