Artykuły

Partner bez wąsików a odnowa klasyki

- Nie, to nie są żarty. Po lekturze "Nowych szat klasyki" wielu druhów moich twierdziło, że Pawłowski "jajca" sobie czyni, że sądzi coś wręcz przeciwnego, że pisze na odwyrtkę. Niestety - Paweł Głowacki szyderczo odpowiada na tekst Romana Pawłowskiego.

Starowinka, o której w swym "Tangu" Sławomir Mrożek powiada: osoba na razie zwana babcią - wcale nie umarła. Jak wiadomo, albo i nie wiadomo - co w naszej epoce teatru maniakalnie nowoczesnego na jedno wychodzi - Starowinka ta, przez niejakiego Stomila zarażona w sztuce Mrożka manią nachalnego unowocześniania normalności, nie włazi na katafalk i nie stygnie tak, jak damom w jej wieku Pan Bóg przykazał, jeno rżnie w karcięta z tzw. elementem. Zanim "buraczek" Edek, czyli partner z wąsikiem, palnie: "Ciach w piach!", osoba na razie zwana babcią rzuci kartę i wyskowycze swoje legendarne: "Cztery piki skurczybyki!".

Oto fraza, która otwiera - jak się w zeszłą środę dzięki "Gazecie Wyborczej" i manifestowi krytyka Romana Pawłowskiego "Nowe szaty klasyki" okazało - cierpko ponadczasową opowieść Mrożka. Cztery piki skurczybyki - tak się zaczyna "Tango", które nie ma końca. Nie ma, bo nachalne unowocześnianie normalności jest nieusuwalnym tikiem nerwowym nadwiślańskiego teatru. Mówiąc trywialnie, czyli, jak na naszą epokę przystało, wystarczająco głęboko - 40 lat temu Mrożek dał portret nędzy pospolitego ruszenia awangardy. No, i proszę - cztery dychy minęły jak z biczyka trzasnął. Czyli nie minęły. Mrożkowa "stara-malutka", miast stygnąć na katafalku, wciąż przy tym samym stoliku, z tym samym "elementem", w te same karcięta rżnie. Jedna maleńka zmiana polega na tym, że "burak" Edek, który, jako się rzekło, u Mrożka jest partnerem z wąsikami, dziś już nie ma wąsików. Pawłowski albowiem jest zawsze detalicznie ogolony. Ciach w piach? Jasne, że tak!

Ciach w piach, czyli "Nowe szaty klasyki" - najświeższy manifest PKWN, teatralny manifest Polskiego Komitetu Wyzwolenia Nowoczesności. Na początku jest sztandarowe pytanie: "Co zrobić, by klasyczne dramaty wciąż przemawiały do widzowi".

Bez bicia przyznam, że partnerowi bez wąsików zawsze zazdrościłem, wręcz zwierzęco, bezpośredniego kontaktu z ludzkością całą. Aby takie pytanie w ogóle móc pomyśleć, trzeba przecież nie tylko taplać się w swym basenie recenzenckiej skromności, ale i trzeba od ludzkości esemesa dostać, esemesa o treści: ja, ludzkość, informuję, że klasyczne dramaty do mnie nie przemawiają. Nieprawdaż? Żeby być trybunem ludu, trzeba być w bliskim kontakcie z ludem. Tak czy nie?

Powiem więcej. Gdy partner bez wąsików odczytywał esemesa od ludzkości, w drzwi domu jego zapukali ci, co się ledwo do kupy zebrali. Szekspir, Czechów i Brecht. Molier nie przyszedł, bo akurat był chory. Gdy Edek o imieniu Roman otworzył, klasycy błagalnie zajęczeli: Pomóż, partnerze bez wąsików, uczyń cud, byśmy przemawiać zaczęli, bo nie przemawiamy! A on na to: dobrze, pomogę, ale żeby mi to, chłopcy, było ostatni raz. Szekspir, Czechów i Brecht chórem: Bóg zapłać, dobrodzieju! Po czym - powolne wyciemnienie. Kurtyna. Owacje na stojąco. Amen.

Partner bez wąsików zgodził się! I dał receptę! Zatem - co uczynić, by klasyczne dramaty przemawiały? Otóż: "Trzeba je drastycznie uwspółcześnić. Tak, żeby Makbet rozmawiał przez komórkę, Hamlet był fanatycznym islamistą z Bliskiego Wschodu, a Ofelia ginęła w samobójczym zamachu". Oto sedno, istota, alfa i omega świeżego manifestu PKWN. Gdy się całość pilnie przestudiuje, wie się bez pudła: wybiła godzina pisania na nowo tego, co ongiś pisząc spieprzyli Szekspir, Czechów, Brecht oraz Molier, który wprawdzie chory, ale nie jest usprawiedliwiony. Tak, jedyna szansa nowoczesnego teatru to wielkoduszne poprawianie "kich" upichconych przez starych, zramolałych grafomanów światowych.

Należy raz jeszcze, a zwłaszcza mądrzej napisać to, co klasycy skrewili. Trzeba być odważnym tak ułańsko, jak reżyser Klata Jan, o którym nasz partner bez wąsików powiada: "(...) w przedstawieniu według Hamleta zrealizowanym w Stoczni Gdańskiej dopisał scenę, w której Klaudiusz z dworem testuje francuskie wina, co ma obrazować rozpasanie elit w Elsynorze, czyli w Polsce". Nie będę krył - od dziecka wiem to, czego debil Szekspir do śmierci nie pojął. Wiem mianowicie, że spożywanie francuskiego wina jest znakiem zbydlęcenia - i właśnie dlatego konsumuję wyłącznie kefir.

Nie, to nie są żarty. Po lekturze "Nowych szat klasyki" wielu druhów moich twierdziło, że Pawłowski "jajca" sobie czyni, że sądzi coś wręcz przeciwnego, że pisze na odwyrtkę. Niestety. Wypada wam, druhowie, porzucić wszelką nadzieję, a na boku Bogu dziękować, że w modzie nie jest, dajmy na to, nocnik. Wyobrażacie sobie Makbeta rozmawiającego przez nocnik, Hamleta jako fanatycznego czciciela nocnika z Bliskiego Wschodu, oraz Ofelię, co na znak protestu daje samobójczego nura w nocnik pełen moczu Ben Ladena? Ja sobie nie wyobrażam. Już lepiej niech zostanie, jak jest...

A jest i tak mogilnie. Nasz teatr kornie słucha Edka o imieniu Roman. U Mrożka, na kanwie rewelacji, że bycie nowoczesnym to bycie przodem do przodu, "buraczany" Edek w finale dał światu w ryja - i zatańczył ze światem tango. Słyszycie pierwsze takty tamtej "La Cumparsity"? Partner bez wąsików zaprasza do tańca. Pa-ra, pa-ra, parapa-pa... Życzę przyjemnie nowoczesnego zdychania.

Na zdjęciu: Paweł Głowacki

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji