Artykuły

Kraków. Odlotowi Kościukiewicz i Adamus

Nadeszła chwila prawdy. Dziś ogłaszamy nominacje w trzeciej edycji naszego plebiscytu Kulturalne Odloty. Zapraszamy też do głosowania w plebiscycie czytelników! Nominacje w kategorii Artysta

Jan Tomasz Adamus, kod: 01. Za wyjście z kryzysu oraz cienia

- Za metamorfozy zespołu Capelli Cracoviensis, za konsekwentną próbę zmiany wizerunku, podejmowanie odważnych, czasem kontrowersyjnych, ale artystycznie interesujących projektów z pogranicza muzyki, teatru, sztuk wizualnych i performance'u. W szczególności za "Wesele Figara" i "Barokową ucztę" z madrygałami Monteverdiego w barze mlecznym - podkreśla w swym uzasadnieniu Justyna Nowicka z Radia Kraków, która podobnie jak my uważa, że w plebiscycie Kulturalne Odloty należy nagrodzić Jana Tomasza Adamusa, nowego dyrektora Capelli Cracoviensis. Adamus został szefem CC w listopadzie 2008 roku. Jego nominacja miała zakończyć trwający od wielu lat kryzys zespołu powołanego do życia i działającego niemal przez 40 lat pod kierownictwem Stanisława Gałońskiego. Dziś śmiało można powiedzieć, że wyjście z kryzysu się udało. A właściwie nie tylko z kryzysu, lecz także z cienia. - Adamus stworzył nową jakość Capelli Cracoviensis. W pamięci pozostaną brawurowe produkcje oper barokowych i spektakularne, nieszablonowe projekty realizowane wspólnie z Janem Peszkiem i Cezarym Tomaszewskim - przypomina zaproszony do udziału w naszym plebiscycie Filip Berkowicz, doradca prezydenta do spraw kultury i dyrektor artystyczny festiwali Misteria Paschalia oraz Sacrum Profanum (laureata plebiscytu Kulturalne Odloty w 2008 roku).

Dyrygent i organista Jan Tomasz Adamus jest absolwentem krakowskiej Akademii Muzycznej w klasie organów Joachima Grubicha. Muzyczne studia kontynuował w Sweelinck Conservatorium w Amsterdamie. Jest twórcą wysoko cenionych zespołów Harmonologia i Capella Claromontana, a także dyrektorem artystycznym Międzynarodowego Festiwalu Bachowskiego w Świdnicy. Pracował także jako koordynator artystyczny festiwalu Forum Musicum we Wrocławiu.

Tomasz Handzlik

***

Mateusz Kościukiewicz, kod: 02. Niepozorny, ale byk

Ma dopiero dwadzieścia cztery lata, a jest już jednym z najbardziej rozchwytywanych aktorów, zarówno przez reżyserów filmowych, jak i teatralnych, co przysparza mu niemałych kłopotów w krakowskiej PWST, której jest studentem. W nawale zajęć zbyt mało czasu pozostaje na studiowanie. Jest pracowity, solidnie przygotowuje się do każdej roli. Może dlatego, że urodził się w Święto Pracy (1 maja 1986 roku w Nowym Tomyślu, znak zodiaku: byk). Karierę aktorską zaczynał od epizodów w serialach: w 2006 roku pojawił się w 77. odcinku "Fali zbrodni" i 58. - "Kryminalnych". Rok później zagrał u samego Petera Greenawaya w "Nightwatching", choć jego nazwisko nie pojawiło się w napisach. Potem przyszły kolejne epizody: wyrostka w "Senności" Magdaleny Piekorz oraz brydżysty w "Tataraku" Andrzeja Wajdy. I wreszcie główna rola we "Wszystko, co kocham" Jacka Borcucha, gdzie zagrał lidera szkolnej kapeli. On i koledzy, którzy ją na potrzeby filmu stworzyli, potraktowali to zadanie aktorskie niezwykle serio. Nauczyli się grać kilka kawałków, by nie udawać, a osobiście je w filmie wykonać. Tak mocno wcielili się w postaci punkowych muzyków, że z tego powodu kilka razy w trakcie przygotowań do zdjęć musieli zmieniać hotele. Rola Janka przyniosła Kościukiewiczowi nagrodę "Odkrycie Festiwalu" na wrzesińskich Prowincjonaliach. Później zagrał w "Matce Teresie od kotów" [na zdjęciu] Pawła Sali. Niestety, gdyńskie jury nie dostrzegło jego kreacji. Przeoczenie to nadrobiło jury festiwalu w Karlowych Warach, nagradzając Kościukiewicza za najlepszą rolę męską, a także kapituła Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego, honorując krakowskiego studenta w 2010 roku tym prestiżowym laurem. W teatrze można go oglądać w "Końcu" Krzysztofa Warlikowskiego oraz w "Personie. Marilyn" Krystiana Lupy, a na ekranie niebawem pojawi się w "Kamforze" Filipa Marczewskiego.

Jerzy Armata

**

Limboski, kod: 03. Psiarze, kociarze, cukrzycy, łączcie się!

Limboski tak naprawdę nazywa się Michał Augustyniak. Pochodzi chyba z Wałcza. Trudno go namierzyć, na Myspace jako miejsce zamieszkania podaje: Kraków/Warszawa/Lizbona - Małopolskie, Polska. Także jego muzykę trudno zdefiniować. Sam artysta określa ją jako mieszaninę bluesa, folku, rocka i psychodelii, na Facebooku, wpisując w rubryce gatunek, ree electro melodramatic ballado rock spank blues. Pierwszy raz usłyszałem go przed trzema laty podczas festiwalu Rawa Blues w katowickim Spodku, gdzie własną interpretacją klasycznej muzyki z Delty Missisipi podbił serca kilku tysięcy fanów bluesa. Teraz zmienił nieco swe muzyczne zainteresowania, czego dowodem jest fantastyczna płyta, zawieszona gdzieś między Tomem Waitsem, Raz Dwa Trzy a Maciejem Maleńczukiem (co nie znaczy, że wtórna) - "Cafe Brumba" (wcześniej nagrał, nie mniej udane, dwa bluesowe krążki: "Czarny kolczyk" i "Farewell Devil"). Oryginalność i wyrazistość stylistyczna lidera, a także bardzo dobrzy, pełni oryginalnych pomysłów muzycy tworzący Limboski Quartet sprawiają, że otrzymaliśmy jedno z najciekawszych wydawnictw muzycznych minionego roku. I jeszcze te odjazdowe teksty, w których dowcipny pastisz miesza się z subtelną, pełną surrealistycznych skojarzeń poezją. Jak choćby w brzmiącym niczym diabetologiczna deklaracja "Słodkim oberku" ("cukru nie kupuję, przyjaciele mi przynoszą czasem") czy w melodramatycznej opowieści o kocie zwanym "Czarny Otello" ("koteczku mój o krwią splamionych piąstkach, z miłości śmierć jest dobra tylko w książkach"). Także dla amatorów psów coś się znajdzie. W utrzymanych w poetyce nowoorleańskiego marszu "Spacerach", wspominając swego czworonożnego druha, Limboski śpiewa: "Był już dorosły, a ja dorastałem, on szukał suki, a ja papierosów, wychodziliśmy po co innego, lecz razem...". A więc psiarze, kociarze, cukrzycy - łączcie się w zgodnym głosowaniu na tego odlotowego artystę.

Jerzy Armata

**

Marcin Maciejowski, kod: 04. Tak to już z nim jest

Marcina Maciejowskiego polecali nam nasi podpowiadacze, rekomendowali też czytelnicy, a i my nie mieliśmy wątpliwości, że trzeba go w końcu wyróżnić. Urodził się w Babicach koło Krakowa, od dawna mieszka i pracuje w Krakowie. Tu ukończył Politechnikę Krakowską, a następnie Akademię Sztuk Pięknych. Był członkiem krakowskiej grupy Ładnie. Ostatnią indywidualną wystawę miał tu w 2001 roku (w galerii Zderzak). Potem jego prace częściej można było oglądać w Los Angeles, Wiedniu, Nowym Jorku, Paryżu czy Londynie. Aż w końcu doczekał się przekrojowej ekspozycji we własnym mieście - i to w gmachu głównym Muzeum Narodowego. Na wernisaż przyszły tłumy.

Pierwsza tak obszerna prezentacja twórczości Maciejowskiego w Polsce była dobrze pomyślana, za co należą się słowa uznania kuratorce (Goschka Gawlik), koordynatorce (Grażyna Kulawik) i autorowi aranżacji (Marcin Mikos). Tytuł "Tak jest" nawiązywał do filmu "Synecdoche, New York", którego bohater - reżyser teatralny Caden Cotard - stara się stworzyć spektakl w pełni realistyczny. W tym celu w gigantycznej hali buduje replikę miasta. Malarstwo Maciejowskiego jest w pewnym sensie taką właśnie repliką. Artysta jednak nie naśladuje rzeczywistości po prostu, ale rzeczywistość przetworzoną przez media, popkulturę, konsumpcję. "This Realism, as trivial ", seria "VIP", "Kazanie V" - przed tymi obrazami nie sposób się nie zatrzymać, podobnie jak i przed wieloma innymi. Ta sztuka sprawia przyjemność - jest ładna i zabawna. Nie zapominajmy jednak, że także inteligentnie drwiąca. Mimo wyraźnie polskiego punktu widzenia, jaki chętnie przybiera jej autor, może się podobać na świecie. I spodobała się w końcu też u nas. Maciejowski doczekał się pod Wawelem uznania, na jakie zasługiwał od dawna. Był bez wątpienia jednym z artystów roku 2010 w Krakowie.

Małgorzata I. Niemczyńska

***

Cecylia Malik, kod: 05: Więcej takich wariatów

Ta dziewczyna utarła nosa wszystkim tym, którzy twierdzą, że do wykreowania twórczego fermentu w Krakowie niezbędne są plecy albo znane nazwisko. Cecylia Malik przez 365 dni w roku codziennie wspinała się na jedno drzewo. Na finał swojej ekscentrycznej akcji, żywo dyskutowanej w internecie, wspięła się na Dąb Wolności przed Collegium Novum, gdzie oklaskiwał ją spory tłum gapiów. Na swój nietypowy pomysł wpadła podczas lektury książki "Baron Drzewołaz" Italo Calvino, której bohater wychodzi na drzewo i już nigdy z niego nie wraca. - Cosimo, 12-letni włoski baron, po pewnej kłótni z ojcem - na zakończenie której powiedział: "Nie, nie i nie" - wchodzi na drzewo, by już nigdy nie zejść na ziemię. Całe jego burzliwe życie - edukacja, gorący romans, walki z piratami - rozgrywa się odtąd właśnie na drzewach - opowiadała "Gazecie". Ale Malik to nie tylko spontaniczna zabawa. Kiedy trzeba, potrafi sprowokować krakowian do słusznej społecznej dyskusji. W ramach projektu "Ulica Smoleńsk 22/8" wyrzuciła na ulicę prawie cały dobytek swojej rodziny. Tak wyglądał sprzeciw Malików wobec właściciela kamienicy, który chce stworzyć w tym miejscu hotel. Ogólnie dostępne mieszkanie przez dwa tygodnie było miejscem koncertów, wystaw i wykładów. - Chcemy zwrócić uwagę na proces, w wyniku którego krakowskie ulice w centrum stają się już tylko ulicą banków i hoteli. Dawniej mieszkali tam nasi koledzy z podstawówki, były podwórka z trzepakami. Teraz w weekendy ulice stają się puste - mówiła artystka. Przydałoby się w Krakowie więcej takich wariatów.

Mariusz Wiatrak

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji