Artykuły

Teatr Telewizji musi kosztować

Raz w miesiącu powinna być premiera Teatru Telewizji. Państwo płaci dziesiątki milionów złotych na utrzymanie teatrów w całej Polsce, które mają widownię znacznie mniejszą niż jeden spektakl telewizyjny - mówi Juliusz Braun, prezes TVP.

Agnieszka Kublik: Ma pan pomysł, jak zrobić zarabiający na siebie, ale niekomercyjny program?

Juliusz Braun: Nie da się zrobić tak, żeby telewizja publiczna była instytucją dochodową, jeżeli chcemy, żeby realizowała to, co ustawa medialna nazywa misją.

W Polsce często powołujemy się na BBC, ale zapominamy, że BBC, która nie nadaje reklam, ma rocznie do dyspozycji publicznych pieniędzy 3,5 mld funtów. Niemieckie media publiczne mają 8 mld euro z abonamentu plus 800 mln z reklam. U nas z abonamentu jest tylko 200 mln, ale złotych. Jakość musi kosztować, inaczej się nie da.

To jest błędne koło, bo im mniej pieniędzy z abonamentu, tym więcej komercji, a jak więcej komercji, to widz pyta, za co ma płacić abonament. Moim zdaniem TVP jako pierwsza powinna przerwać to błędne koło, pokazując, że warto płacić abonament, nawet podejmując ryzykowne decyzje z punktu widzenia finansowego.

Czyli wróci porządny Teatr Telewizji.

- Tak, to jest symbol. Ale Teatr Telewizji musi kosztować, jeden spektakl 500-600 tys. zł.

Czyli tyle, ile jeden odcinek serialu. Nowe seriale powstają, nowe spektakle teatralne nie.

- Tak. Ale jeśli serial pięć razy powtórzymy, to jeszcze zarobimy, a emisja Teatru Telewizji da z reklam 200 tys. zł, czyli brakujące 400 tys. trzeba dołożyć.

Serial "Ranczo" ma sześć milionów widzów, teatr telewizji - jak dobrze pójdzie - milion. Ale przecież nikogo nie dziwi, że trzeba z publicznych pieniędzy dopłacić do Opery Narodowej, do Filharmonii Narodowej. Dlaczego nie mielibyśmy dopłacać do Teatru Telewizji?

Milion widzów to olbrzymia widownia teatralna. Państwo płaci dziesiątki milionów złotych na utrzymanie teatrów w całej Polsce, które mają widownię znacznie mniejszą niż jeden spektakl telewizyjny.

Pamiętam "Kobrę" w czwartki. To były świetne spektakle.

- Zgadzam się i dlatego chcemy częściej sięgać do archiwów. Wprawdzie to też kosztuje, bo płacimy tantiemy, ale na pewno da się je lepiej wykorzystać.

Będzie stały dzień w tygodniu ze spektaklem Teatru Telewizji? I nie po nocy?

- Będzie poniedziałek. Może nie o 20.20, ale ok. 21. Oczywiście w większości to będą powtórki, bo nie damy rady przygotować 50 premier.

A dlaczego nie?

- To kwestia pieniędzy. 50 premier to jest 25 mln zł.

A 25 premier?

- Też raczej nie.

To może chociaż raz w miesiącu?

- Tak, raz w miesiącu powinna być premiera. Ale mechanizm powtórek jest dość zaskakujący. Powtórki mają często więcej widzów niż premiery. Polacy kochają oglądać to, co już raz obejrzeli i im się podobało. Jak w "Rejsie".

Erwin Axer, Aleksander Bardini, Adam Hanuszkiewicz, Agnieszka Holland, Gustaw Holoubek, Zygmunt Hübner, Jerzy Jarocki, Tadeusz Kantor, Krzysztof Kieślowski, Kazimierz Kutz, Krystian Lupa, Stanisław Różewicz, Konrad Swinarski, Andrzej Wajda. To oni, najwybitniejsi reżyserzy, przygotowywali przedstawienia Teatru Telewizji.

- I tak powinno być. I tak będzie.

Zachęci pan do pracy w TVP najlepszych reżyserów?

- Jeśli będą mieli dobre warunki do pracy, to myślę, że bardzo chętnie tu przyjdą.

Co znaczy - "jeśli będą mieli"? To pan może im te warunki dać.

- I dam.

Jak mają się różnić anteny?

- Jedynka ma być bardziej społeczno-polityczno-publicystyczna, również edukacyjna, w dobrym znaczeniu tego słowa. Dwójka - bardziej społeczno-kulturalna. I raczej bez polityki.

Publicystyka w Jedynce, czyli program "Mam inne zdanie", pana zadowala?

- "Inne zdanie" się nie sprawdziło, nie będzie już tego programu w nowej ramówce. Jest dość kosztowny, a i widzom się niespecjalnie podoba.

Co zamiast?

- Będzie nowa audycja, nic więcej nie powiem, trwają uzgodnienia z autorem.

Platforma Obywatelska proponuje rozwiązać Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Szefowa sejmowej komisji kultury Iwona Śledzińska-Katarasińska mówi, że chodzi o to, że szef Rady Jan Dworak "nie może przeprowadzić żadnej rozsądnej propozycji, bo dwaj członkowie Rady słuchają poleceń Włodzimierza Czarzastego i Roberta Kwiatkowskiego". To właśnie Czarzasty się uparł, by Bogusław Piwowar wszedł do pańskiego zarządu.

- W marcu, gdy zostałem p.o. prezesa, pan Czarzasty przysłał mi SMS-em gratulacje. Od tego czasu nie miałem z nim kontaktu. Z Robertem Kwiatkowskim nie miałem w ogóle kontaktu. W zarządzie zasiada pan Bogusław Piwowar, a nie pan Czarzasty. Rozmawiam z panem Piwowarem.

Katarasińska się myli?

- To nie jest mój problem.

Jak najbardziej pana, bo chodzi o to, że poprzez Piwowara Czarzasty uzyskał wpływ na decyzje zarządu.

- Są kwestie, w których zasadniczo różnimy się z panem Piwowarem, i są kwestie, w których mamy takie same zdanie.

Intencją Katarasińskiej było ratowanie KRRiT oraz TVP przed Czarzastym. Pan nie potrzebuje tego ratunku?

- Nie chcę się wtrącać w sprawy Krajowej Rady, to byłoby niedopuszczalne.

Ale odwołanie tej KRRiT może pozbawić pana władzy na Woronicza.

- Zostałem zgodnie z prawem powołany na czas kadencji, ale już na tyle długo żyję, że wiem, że różne rzeczy mogą się wydarzyć. Pracuję tak, jakbym miał być pełną czteroletnią kadencję, ale jednocześnie liczę się z tym, że w każdym momencie mogę zostać odwołany. Ale to nie jest mój podstawowy problem.

W jakiej sprawie z Piwowarem się różnicie?

- To tajemnica zarządu.

W sprawie szefa Dwójki Rafała Rastawickiego? Tego, co to zasłynął puszczeniem paszkwilu na braci Kaczyńskich, czyli "Dramatu w trzech aktach", a na Woronicza wrócił wraz koalicją PiS-SLD.

- Nie.

Obaj jesteście z niego zadowoleni?

- Nie ma w tej chwili problemu zmiany szefów anten. Nikt nie zgłaszał propozycji dotyczących obsady TVP 2.

Może pan zgłosić sam sobie...

- Kiedy Rastawicki przyszedł do mnie zdenerwowany po przeczytaniu w "Gazecie Wyborczej", że ma być nowy dyrektor Dwójki, powiedziałem mu, że jeśli będą jakieś decyzje personalne, dowie się o tym pierwszy. Teraz kończymy prace nad nową jesienną ramówką, a co będzie dalej, zobaczymy.

Kogoś panu zacytuję: "Teatr Telewizji to tanie kino z wielkimi aktorami, wolę więc dobre kino".

- Nie wiem, kto to powiedział.

Rastawicki.

- Pan Rastawicki kompletnie nie czuje wielu kwestii związanych z misją telewizji publicznej, tak bym podsumował.

To co on tu robi?

- Proszę mi dać nieco autonomii w podejmowaniu decyzji.

Nie jest tak, że przed wyborami nie chce go pan zwolnić, żeby nie było wojny z SLD?

- Nie chcę robić zmian, które nie są konieczne, a które by destabilizowały sytuację.

Odwołanie Rastawickiego zdestabilizowałoby sytuację w zarządzie?

- Zmiana dyrektora anteny to jest ważna zmiana.

Rastawicki wprost mówi, że dopóki jest tak mało pieniędzy z abonamentu (ok. 12 proc. dochodu), będzie Dwójkę traktował jak stację komercyjną. Nic dziwnego, to "wychowanek" Roberta Kwiatkowskiego, który mówił: "Tyle misji, ile abonamentu".

- Kiedy przedstawimy projekt nowej ramówki, zobaczy pani, że taki pogląd w TVP nie ma racji bytu. Nowa ramówka to będzie wyraźny sygnał, w jakim kierunku idziemy.

Za chwilę kampania wyborcza, czyli jeden z najtrudniejszych momentów dla TVP. Platforma - a pan przyszedł tu z rządu PO - walczy o drugą kadencję. PSL, którego człowiek zasiada w zarządzie (Marian Zalewski), walczy, żeby PSL w ogóle wszedł do parlamentu. A SLD, człowiek Sojuszu też jest w zarządzie (Bogusław Piwowar), walczy, żeby po sześciu latach z ław opozycji przesiąść się do ław rządowych. Co pan zrobi, żeby TVP zachowała polityczną równowagę?

- Sytuację w zarządzie opisałbym nieco inaczej. A tej równowagi trzeba pilnować każdego dnia. Zwłaszcza nie można dopuszczać do ręcznego sterowania dziennikarzami. W ostatnich miesiącach dziennikarze odczuli komfort, bo już nikt ich nie rozliczał, z kim rozmawiali i z kim nie rozmawiali.

Pański kolega z zarządu, ludowiec Marian Zalewski, już zdążył upomnieć się o grafik dziennikarzy, wydawców i prezenterów wszystkich programów informacyjnych, chociaż te programy mu nie podlegają. Podejrzewam, że nie chodziło o poznanie nazwisk reporterów, a raczej o zainteresowanie ich imprezami ludowców, na które powinien pojechać dziennikarz z kamerą.

- Każdy członek zarządu ma prawo mieć informację.

Ale Zalewski programu nie nadzoruje, tylko pan.

- To prawda, ale ma prawo wiedzieć. Bo koledzy bardzo mocno podkreślają, że - zgodnie z prawem - zarząd odpowiada kolegialnie za wszystko, więc wszyscy członkowie mają prawo do wiedzy. Na razie nic złego z tego nie wynika.

Pamiętam, że za czasów prezesa Ryszarda Miazka ludowcy lubili ręcznie zarządzać programem i wysyłali dziennikarzy na wszystkie jak leci imprezy PSL, te ważne i te zupełnie nieistotne.

- Dlatego też Jedynka i Dwójka podlegają prezesowi, czyli mnie. I mam nadzieję, że każdy wyciąga wnioski ze swojego życiorysu.

Słyszałam, że narzekał, że w "Wiadomościach" jest za mało PSL-u, np. w dniu przyjazdu do Polski prezydenta Obamy.

- Nic o tym nie wiem. Na pewno nie wszystkie konferencje prasowe ludowców, podobnie zresztą PO, PiS czy SLD, muszą być pokazywane w "Wiadomościach" "Panoramie" czy "Teleexpressie".

Zalewski nadzoruje TVP Info. Nie boi się pan, że Info stanie się na czas kampanii wyborczej przybudówką ludowców?

- Nie jest ważne, czego się boję. Staram się, żeby tak się nie stało.

Odbył pan męską rozmowę z Zalewskim?

- Systematycznie rozmawiamy.

Koledzy z zarządu pogodzili się z tym, że to pan nadzoruje wszystkie programy, że nie podzielił się pan z nimi wpływami, jak to było za czasów koalicji PiS-SLD?

- Startując w konkursie, wyraźnie powiedziałem, że to prezes powinien odpowiadać za program.

To był warunek?

- Można tak powiedzieć. I został przyjęty przez radę nadzorczą, a potem i przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji.

Ma pan wsparcie Piwowara i Zalewskiego? Czy musi pan wywalczyć tę swoją władzę nad programem?

- Dyskusja na ten temat była ostra.

Wolałby pan być samodzielnie zarządzać spółką?

- Oczywiście.

*Juliusz Braun - członek "Solidarności" od początku lat 80. W 1989 r. poseł solidarnościowy, potem Unii Demokratycznej i Unii Wolności. przez dwie kadencje szefował sejmowej komisji kultury. W 1999 r. został członkiem KRRiT; sam odszedł po aferze Rywina. Potem został dyrektorem generalnego Związku Stowarzyszeń Rada Reklamy, a w 2009 r. - szefem departamentu strategii i analiz w Ministerstwie Kultury. Od kwietnia 2011 r. szef TVP.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji