Artykuły

Jak będą goli - wychodzimy!

Wśród smrodu tajemniczej substancji, głośnych modlitw i okrzyków Teatr Polski pokazał bydgoszczanom nagranie spektaklu "Golgota Picnic". Jedna trzecia ze stu widzów nie dotrwała końca - zanudzili się - pisze Joanna Lach w Gazecie Wyborczej.

- My tu walczymy z antychrześcijanami. Rozumie pani? Proste! Takie pani głupie pytania zadaje, idiotkę udaje. Z sekty jakiejś? A może satanistka przebrana? Leć, dziewczyno, do teatru i oglądaj te pseudosztukę, dalej! Nam modlić się daj.

W ostatni piątek wieczorem pół tysiąca osób przyszło do Teatru Polskiego w Bydgoszczy - taką frekwencję zapewniają tylko największe sceniczne hity. Tym razem bydgoszczanie przynieśli ze sobą złotą figurę Chrystusa Króla - przybyli bowiem, by protestować i walczyć o Boga, prawdziwą sztukę i własne sumienia.

- Ale przecież nie widziała pani tej sztuki, dziś pierwszy raz ją pokazują - zwracam uwagę emerytce. - To skąd pani wie, przeciwko czemu się buntuje?

- Jak to nie widziałam? W telewizji widziałam, zdjęcia mi pokazywali. Wiem, co tam jest. Obraza boska, skandal jakiś - tłumaczy z zapałem. Kobieta ubrała się odświętnie. Biała bluzka, różowa garsonka, w uszach klipsy z perłą, siwe włosy skręcone w grube loki.

Gdy odwołano spektakl na poznańskim Malta Festival, bydgoski Teatr Polski jako pierwsza scena zdecydował się pokazać nagranie sztuki. Sto darmowych wejściówek rozeszło się w dwie godziny.

- Bo zakazywanie występów teatralnych, niedopuszczanie artystów do głosu, a widzów do uczestnictwa w spektaklach, to rzecz, na którą godzić się nie można - argumentował szef sceny Paweł Łysak.

W piątek pod teatr przyszli sympatycy Radia Maryja, oazowa młodzież z maryjnymi flagami, wszystkie organizacje katolickie w mieście wydelegowały swoich reprezentantów.

Bóg, honor, ojczyzna

Dwie godziny przed planowaną projekcją stoi zaledwie kilkudziesięciu przeciwników sztuki. Ale z każdą minutą ich przybywa. Stoją przed głównym wejściem, a także w pobliskim parku. Wymachują transparentami: "Hitler ze Stalinem też z Bogiem walczyli, wszyscy wiedzą, jak skończyli", "Poznań zdzielił ich kopniakiem, do Bydgoszczy włażą rakiem", "Kultura - tak, szambo - nie", "Bierzcie swoje widowisko i wynocha na śmietnisko". Ktoś rozdaje gwizdki, ktoś inny protestacyjne ulotki z apelem o głośne wyrażanie sprzeciwu wobec sztuki. Większość zebranych trzyma w rękach różańce, głośno odmawiają "zdrowaśki". Ktoś przygrywa na gitarze.

Ze świata polityki są przedstawiciele ruchu Solidarni 2010, Młodzież Wszechpolska, PiS - nie tylko partyjna młodzieżówka, ale też posłowie - Tomasz Latos i Bartosz Kownacki. Ten drugi, który wcześniej pisał do prokuratora generalnego z prośbą o zablokowanie "Golgoty Picnic", mówi do mikrofonu, że chce Polski, w której artyści budują wielkość narodu, a nie pchają go w przepaść. Poseł Latos opowiada o niszczeniu krzyża i wartości religijnych. Ludzie stoją zasłuchani. Za chwilę ktoś skanduje: "Bóg, honor, ojczyzna", część zebranych, głównie młodzi, podchwytuje hasło.

Do protestu przyłączyli się przedstawiciele Rowerowej Brzozy - amatorzy jazdy na dwóch kółkach - z plakatem przedstawiającym Jana Pawła II. Przyszli też kibice Zawiszy, którzy ostatnio rzadko robią zadymy na stadionie, bo bojkotują mecze drużyny.

- Obrażają Jezusa, chcemy ich przepędzić, tych pedałów - mówił jeden z nich, nastolatek ubrany w granatowo-czarną koszulkę - to barwy klubu.

- Pedałów, czyli kogo? - dopytuję.

- No tak ogólnie. Żeby tego nie było po prostu. To się przenosi jak zaraza, w całej Polsce to jest. A ja tego nie chcę, nie chcę nawet tego oglądać.

Starsza kobieta ciągnie mnie za łokieć i opowiada swoją historię. - Od 12 lat nie palę, za zaoszczędzone pieniądze jeżdżę na pielgrzymki. To wiara mnie uratowała. Bardzo piękny protest jest, modlitewny. Pani niech też się pomodli. Najlepiej w intencji tych tam [pokazuje głową na teatr], żeby zmądrzeli. Te szatany, żeby się nawrócili.

- Za nasze pieniądze takie coś pokazywać, to trzeba wstydu nie mieć. Na biedne dzieci niech dadzą lepiej, na chorych nie ma, na emerytów nie ma. A dziś czytałam w gazecie, że sześć milionów zapłacili za tych Argentyńczyków, co to przywieźli. Ma pani pojęcie?

- To budżet całego festiwalu Malta w Poznaniu, a nie koszt "Golgota Picnic" - staram się tłumaczyć.

- Co z tego? Publiczne pieniądze wydano? Wydano. Proszę pani, ja wnuki mam. Jak pomyślę, że one mogłyby przyjść na to, demoralizować się. Aż strach.

Oglądamy dynamicznie

Protestującym nie przeszkadza, że ludzie wchodzą na "Golgotę Picnic". Nikt nie broni wejścia do teatru. Pilnuje go ochrona i policja, która dokładnie przeszukuje widzów. Mundurowi wpuszczają na salę kilkunastu narodowców i kibiców, którzy mają wejściówki na projekcję. Wewnątrz Paweł Łysak, który w tym roku odchodzi do Teatru Powszechnego w Warszawie, chce powiedzieć kilka słów o spektaklu. Trudno go jednak usłyszeć. Protestujący chrząkają, kaszlą i się śmieją. Skandują: "Konfidenci będą rżnięci".

- Proszę państwa, po co chcecie oglądać to nagranie? Przeszkadzacie widzom - mówi dyrektor teatru.

- A tak jakoś się zaciekawiliśmy teraz - odpowiada jeden z kibiców. - Przecież zarzucał nam pan na antenie radia, że nie widzieliśmy tego spektaklu, to teraz chcemy zobaczyć.

- I będziecie oglądać to w spokoju?

- Będziemy oglądać dynamicznie. Jak będą bluźnierstwa, to będziemy bronić swojej wiary.

Drugie podejście do oglądania. Na kinowym ekranie w niespełna 200-metrowej sali zwanej małą sceną pojawia się piątka aktorów wśród tysięcy bułek do hamburgerów.

Po dwóch minutach projekcja znów przerwana.

- Jesteście pierwszy raz w teatrze, tak? To ja może wyjaśnię. Tu jest tak, że gaśnie światło, odbywa się spektakl i ogląda się go w ciszy - tłumaczy cierpliwie Łysak. - Potem możecie bić brawo albo gwizdać.

- Jak nasram na środku i zjem gówno, to też pan powie, że to sztuka? - krzyczy ktoś z sali. - Dlaczego nie ma "Holocaust Picnic" i "Mahomet Picnic"? Czemu tam chrześcijan jako pedałów przedstawili? A jak zrobię spektakl, który obraża pana matkę, to go pan też puści?

- Jak pan go puści, to ja go obejrzę i będę, oglądając, chrząkał - stojący tyłem do ekranu Łysak trzyma nerwy na wodzy. Z sali sypią się brawa. Spośród stu widzów prawie 90 procent to przecież zwolennicy pokazu.

- Nie damy robić szopki ze śmierci Pana Jezusa. Pan dobrze wiedział, że to prowokacja. Tak pan sobie wymyślił, zakończyć z wielkim przytupem swoje urzędowanie w Bydgoszczy - mówi młody kibic Zawiszy, jeden z bardziej aktywnych na sali.

Śmierdząca substancja i woda "święcona"

Ochrona już się szykuje do wyprowadzania narodowców i kiboli, ale Łysak raz jeszcze prosi, żeby wyszli sami. W końcu wychodzą po dobroci, do drzwi eskortują ich ochroniarze. Protestujący, idąc, trzymają się za nosy, głośno narzekają na straszny smród. Nie chodzi o smród lewactwa, ateizmu i zdegenerowanej sztuki. Odór jest jak najbardziej dosłowny. Za chwilę poczuje go reszta widowni. Ktoś rozlał cuchnącą substancję między siedzeniami.

- Teraz to na pewno nie obejrzymy, podusimy się w tym smrodzie - mówi ktoś pod nosem. Obsługa otwiera okna. Wietrzą teatr, a publiczność w tym czasie wychodzi na zewnątrz - stają na przyteatralnym placyku ogrodzonym płotem od parkingu, ulicy i tłumu protestujących, który skanduje: "Zwy-cię- -stwo!". Prawicowy działacz społeczny Bogdan Dzakanowski, który wcześniej na jednym z bydgoskich mostów wieszał tablicę z imieniem Lecha Kaczyńskiego, domagając się tej nazwy dla budowli, kropi wodą czekających na wznowienie projekcji. Mówi, że to woda święcona, ale najprawdopodobniej jest to najzwyklejsza kranówka.

Policja i ochroniarze szukają żartownisia, który rozlał śmierdzącą ciecz. Bezskutecznie, protestujący, którzy byli w środku, zdążyli dołączyć do tłumu za bramą.

Teraz przed teatrem ludzie śpiewają na głos już nie tylko pieśni religijne, ale też patriotyczne. Młody organizator krzyczy przez megafon, że udało się odwołać spektakl, że jest sukces. Tymczasem widzowie wracają na seans. Smród nie jest już tak uciążliwy, można zaczynać oglądanie przy otwartych oknach.

Na klatce schodowej stoi kilkunastu policjantów w pełnym rynsztunku. Wyglądają, jakby szykowali się na stadionową burdę.

- Tak na wszelki wypadek - uśmiechają się.

Na koniec ktoś rzucił jajka

Jeszcze w trakcie seansu słychać komentarze: "Niech to się już skończy". Ponieważ widzowie wiedzą, że aktorzy w końcu się rozbiorą, ktoś mówi: "Jak już będą goli, to wychodzimy, nie mogę już wytrzymać". Coraz częściej pada słowo "nuda". Jedna trzecia ludzi postanowiła darować sobie końcówkę, wychodzą, manifestując znudzenie. Ochrona wyprowadza ich tylnymi drzwiami, żeby było bezpieczniej. Tam stoją cztery policyjne furgonetki, w każdej kilku mundurowych.

- Słaba kopia, kiepski dźwięk i niezsynchronizowany z obrazem. Ogólnie się wynudziłem, ale przynajmniej wiem, o co to całe zamieszanie - mówi jeden z młodzieńców, którzy wychodzą tuż przed końcem projekcji. - Nic wielkiego nie zobaczyłem. Chodzę do teatru regularnie i golizna mnie nie dziwi. Bluźnierstwem bym tego nie nazwał, ale czymś wybitnym też nie.

Gdy projekcja kończy się o godzinie 23, na sali jest jeszcze około 60 najwytrwalszych widzów. Protestujący, których jacyś ulicznicy zdążyli jeszcze obrzucić jajkami, już wcześniej poszli do domu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji