Artykuły

Białystok. Czterdziesty opłatek Klapsa

Pani Tosia [na zdjęciu] zarządziła przed laty: - Póki żyję, opłatek klapsowy ma być. Zawsze 27 grudnia, zawsze o godz. 16. Tym razem też był. Ale jaki! Oto Klapsowi stuknęło 40 lat.

Dla niewtajemniczonych:

Klaps, teatr przy Młodzieżowym Domu Kultury, to fenomen. Nazywają go "wylęgarnią talentów", wypuścił w świat dziesiątki pasjonatów teatru i aktorów znanych w Polsce.

Pani Tosia - to Antonina Sokołowska (Klapsa założycielka i niestrudzona animatorka - nazywana "Tosią, co klapsem pupy pieści...").

I jeszcze klapsiacy - ponad pół tysiąca osób, które przez 40 lat przewinęły się przez teatr.

Wczoraj padli sobie w objęcia - nastoletni i nobliwi, w jaskrawych dżinsach i eleganckich garniturach. Zewsząd słychać było: - Kaśka, Jurek, to ty? Nic się nie zmieniłaś! A to twoja córa? Matko Boska, jak ten czas leci.

Klapsiacy łamali się opłatkiem, życzyli sobie kolejnej czterdziestki, gromko zaintonowali kolędę. Pani Tosia stanęła za świątecznym stołem i zawołała: - Kochani, bliżej tu do mnie chodźcie, bliżej! [skupiona pod ścianami gromadka podeszła karnie]. Zawsze w Klapsie mieliśmy własną obyczajowość, czasem nas bardziej integrowała niż spotkania artystyczne. Tak jak ten opłatek. Spotykajmy się na nim jak najdłużej.

A potem zaczęło się rozpoznawanie nawzajem na zdjęciach, wspominki. Jak to Klaps był drugim domem i biegło się doń po ośmiu godzinach lekcji, często o pustym żołądku. Jak pani Tosia brała na poważną męską rozmowę, gdy widać było, że z jakimś klapsiakiem jakoś nietęgo.

- Tośka umiała zbierać wokół siebie młodzież. W Klapsie był klimat. Wszystkiego się tam nauczyłam, poznałam wiele ciekawych osób - wspomina Anna Żeszko-Majewska, nauczycielka, współpracuje z niepełnosprawną młodzieżą, do Klapsa trafiła jakieś 15 lat temu. - Inaczej pewnie nie trafiłabym z czasem do gdańskiego Teatru Snów [offowy teatr wykorzystujący techniki szczudlarskie, kilkakrotny uczestnik Dni Sztuki Współczesnej - red.]. Gdy przyjechał do Białegostoku, Tośka powiedziała: idźcie, zobaczcie. Zobaczyłam. Zachwyciłam się. I kilka lat później, gdy przeniosłam się na studia do Gdańska, postanowiłam do Teatru Snów się załapać.

Bernard Szulc, reżyser, zajmuje się teatrem w Berlinie, jeden z pierwszych klapsiaków: - Miałem siedem lat, kiedy pani Tosia założyła Koło Żywego Słowa w świetlicy na osiedlu Tysiąclecia. Gdy zarządziła, że w "Nowych Szatach Króla" zagram króla w trykociku, to się trochę nadąsałem i zrezygnowałem. Ale zaraz wróciłem. Nasza grupa ewoluowała, myśmy dorastali, pojawił się ambitniejszy repertuar. Zaczęliśmy jeździć na festiwale, zbierać nagrody. Takiego dzieciństwa, jakie ja spędziłem, życzę każdemu: było twórcze, szalone, pomysłowe. To, co zrobiła pani Tosia przez lata, to mistrzostwo świata.

Późnym wieczorem w Teatrze Dramatycznym rozpoczął się jubileuszowy koncert aktorów i adeptów sztuki teatralnej "Nie odlecimy do ciepłych krajów"

Kartka wysłana 8 marca 1979 roku:

Do Pani Tosi, dyrektor i reżyser Teatru Rozrywki "Klaps", dzięki której jest nam fajnie, dzięki której bogacą się nasze szare komórki, dzięki której... in memoriam - Chłopcy Klapsiacy

***

Troszkę historii

Pierwszy Klaps padł w 1965 roku, kiedy to Antonina Sokołowska założyła skromny teatrzyk przy Białostockiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Najpierw były spotkania żądnych teatru dzieciaków w małej świetlicy przy ul. Garbarskiej (obecnie Waszyngtona). Potem zajęły klub Millenium. A od 15 lat kolejne pokolenia klapsiaków spotykają się w Młodzieżowym Domu Kultury. Magiczny adres - Warszawska 79 A. Tu młodzi aktorzy - głównie młodzież licealna - biegną dwa razy w tygodniu na czterogodzinne zajęcia. Uczą się dykcji i poprawnej wymowy, przygotowują przedstawienia.

Przez 40 lat z Klapsem miały do czynienia 653 osoby! Około setki z nich to dziś dyplomowani aktorzy bądź studenci uczelni teatralnych w Warszawie, Wrocławiu, Krakowie, Białymstoku i Łodzi. Z pozostałych młodych pasjonatów teatru wyrośli biznesmeni, lekarze, nauczyciele, wykładowcy akademiccy. Z Klapsa wywodzą się m.in. znani aktorzy telewizyjni oraz scen warszawskich i białostockich - Justyna Sieńczyłło, Katarzyna Herman, Adam Woronowicz, Aneta Todorczuk-Perchuć, Jolanta Borowska.

Zdarzało się wielokrotnie, że do Klapsa chadzały całe rodziny. Było też takie pokolenie, że z trzech bloków mieszkalnych, stojących obok siebie na ul. Wesołej i Waszyngtona, wyszło siedmiu aktorów i jeden reżyser!

***

Jedyna taka Tosia

Zmieniały się pokolenia, młodzi przychodzili i odchodzili, a pani Tosia trwa jak skała. Nawet teraz - co z tego, że już jest na emeryturze, skoro nadal uwija się jak w ukropie i teatr dalej prowadzi. Bo też i bez niej Klapsa by nie było. Instruktor teatralny, nauczyciel, scenarzysta, autorka większości spektakli. To już człowiek-instytucja. Przez 40 lat zagospodarowała czas ponad pół tysiąca osobom (większość z nich pamięta! - kto kiedy przyszedł do zespołu, w jakim spektaklu grał, jakie skończył studia, ile ma dzieci...). Klapsa nazywa własnym dzieckiem. Jeszcze kilka tygodni temu, podczas przygotowań do jubileuszu, na stronie internetowej teatru pani Tosia nawoływała: "Przychodźcie do MDK-u - jak do własnego gościnnego domu! Całuję Was w czółka!".

Jak opowiadała kiedyś "Gazecie" - nigdy nie było jej zamierzeniem, by Klaps był traktowany jako swego rodzaju kurs przygotowawczy do szkół teatralnych. Od dziesięciu lat jednak jakoś tak się składa, że do Klapsa sporo młodzieży przychodzi głównie po to, by dostać się do szkoły teatralnej. - A ja bym chciała, by było jak kiedyś. By przychodzili głównie z potrzeby serca - mówi Sokołowska. I właściwie tak naprawdę - nadal tak jest.

Klapsiacy jeszcze długo po odejściu z teatru biegną do pani Tosi, opowiadają o sobie, pożyczają kostiumy, zapraszają na śluby, wesela, bale fuksówkowe.

Nie stosuje selekcji negatywnej. Do Klapsa może przyjść każdy: jąkający się, sepleniący, ze skrzywieniem kręgosłupa, wysoki, mały, gruby, chudy. Nawet ktoś, kto fałszuje okropnie. - Ja nigdy nie odrzucam tej młodzieży, bo uważam, że nie mam żadnego moralnego prawa powiedzieć: "nie chcę cię, bo seplenisz" - mówi Sokołowska.

Jak trzeba, to przytuli, jak trzeba - nakrzyczy - bo na próbach jest wymagająca i ostra. Ale i pośpiewa na ogniskach, które organizuje dla klapsiaków na swojej działce.

Dziesięć lat temu stała się nawet bohaterką pracy magisterskiej, obronionej na wydziale pedagogiki i psychologii Uniwersytetu w Białymstoku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji