Artykuły

To nie odrodzenie

Koniec kwartału jak zawsze zbiega się z Międzynarodowym Dniem Teatru (27 marca). To odpowiednia okazja do podsumowania "dobrej zmiany" w Teatrze Telewizji buńczucznie odtrąbionej w zeszłym roku pospołu przez dyrektora TVP1 Mateusza Matyszkowicza i prezesa Jacka Kurskiego - pisze Krzysztof Lubczyński w Dzienniku Trybuna.

Przypomnę, że ten pierwszy "zameldował przywrócenie" TTV, ogłaszając to jako wielką zasługę własną pisowskiego kierownictwa telewizji tzw. publicznej. Tymczasem mamy do czynienia z bezczelną hucpą pisowską, "wioską potiomkinowską".

Zajmujący się kulturą publicysta jednego z propisowskich tygodników Andrzej Horubała skrytykował ("Nienawidzę Teatru Telewizji") cały pakiet premier TTV zarzucając przedstawieniom formalną anachroniczność i brak otwarcia na język nowych mediów i współczesnych technik wizualnych. Patrzę na obecny kształt Teatru Telewizji z innego punktu widzenia. Największy problem nie tkwi w tym, że jakaś część przedstawień jest słaba artystycznie czy anachroniczna formalnie. W złotym okresie Teatru Telewizji w okresie PRL (najlepszy czas to lata 1960-1980), gdy coroczna produkcja premier opiewała na ponad sto pozycji rocznie (ośrodek warszawski oraz ośrodki regionalne), także przecież nie wszystkie przedstawienia były arcydziełami, a bardzo wiele przedstawień nie wznosiło się ponad przeciętność. To normalne i nieuniknione przy tak dużej produkcji. Problem z obecną ofertą TTV polega na tym, że wspomniani pisowcy władający firmą przy ulicy Woronicza dokonali mistyfikacji twierdząc, że doprowadzili do odrodzenia, "przywrócenia" świetności telewizyjnej sceny. Prześledźmy zatem, jakie są realia.

"Przywrócenie", czyli życie z powtórek

Pierwsza emisja tegoroczna (8.01) to "Pastorałka" Leona Schillera w reżyserii Laco Adamika, powtórka z 2006 roku. Tydzień później (15.01) miała miejsce pierwsza premiera niezłego przedstawienia "Biesiady u hrabiny Kotłubaj" [na zdjęciu] Gombrowicza w reżyserii Roberta Glińskiego w doborowej obsadzie, m.in. z Barbarą Krafftówną, Anną Polony i Bohdanem Łazuką. 22 stycznia można było ponownie obejrzeć powtórkę z 2015 roku, "Ich czworo" Zapolskiej w reżyserii Marcina Wrony. Wyemitowane premierowo przedstawienie "Mock" według prozy Marka Krajewskiego (29.01) było niestety kiksem naprawdę utalentowanego reżysera filmowego Łukasza Palkowskiego. Autor ten, świetnie czujący się w stylistyce klasycznego realizmu, zrealizował swoje widowisko w manierycznym stylu pseudoonirycznym, czyniąc je trudnym w oglądaniu i kolidującym z realistyczną poetyką powieści Krajewskiego. Pierwsza emisja lutowa (5.02), to powtórka bardzo archiwalnego przedstawienia z 1976 roku. "Ożenku" Gogola, upamiętniająca zmarłego dzień wcześniej Wojciecha Pokorę. 12 lutego wyemitowano premierę "Rio" w reżyserii Reedbada Klynstry, przykład zgrabnie zrobionej, lekkiej i błahej konfekcji, ujętej w stylistyce wodewilowej. Tydzień później (19.02) dano premierę "Żabusi" Zapolskiej w reżyserii Anny Wieczur-Bluszcz, realizację dość poprawną, ale potwierdzającą regułę obowiązującą w TTV nie od dziś, zgodnie z którą, jeżeli już realizuje się klasykę, to tylko tę "konfekcyjną", strawną dla mało wymagającej publiczności, ale broń Boże nie klasykę z najwyższych warstw kanonu, zwłaszcza tę trudniejszą artystycznie, intelektualnie i formalnie. Luty zakończyła (26.02) powtórka "Inki" w reżyserii też skądinąd utalentowanej Natalii Korynckiej-Gruz, oczywiście z okazji "Dnia Żołnierzy Wyklętych". Bez komentarza.

Także marzec (5.03) rozpoczął się od powtórki (z 2011 roku) niezłego, kameralnego przedstawienia "Boulevard Voltaire" Andrzeja Barta w reżyserii autora, z Ewą Wiśniewską i Januszem Gajosem. 12 marca wyemitowano premierę "Victorii", kameralnej sztuki psychologicznej mało znanej autorki Joanny Murray-Smith. Niestety, ani sprawna reżyseria Ewy Pytki, ani wytrawne aktorstwo Marii Pakulnis i Jana Frycza nie dowartościowało w wystarczającym stopniu błahej, "telenowelowej", konfekcyjnej, niby to ważkiej problematyki tekstu. 19 marca z krakowskiego Teatru STU wytransmitowano "Wariacje tischnerowskie. Kabaret filozoficzny" w reżyserii Artura Więcka. Pyszny udział wspaniałego Jerzego Treli nie przesłania dwóch faktów: po pierwsze, że to transmisja, a nie oryginalna telewizyjna produkcja teatralna, a po drugie, o ile tego rodzaju parateatralna, niedramaturgiczna forma jest, paradoksalnie, uzasadniona w żywym, nieco ekskluzywnym teatrze repertuarowym, o tyle na "szklanym ekranie" ulega spłaszczeniu, a poza tym ciekawe dywagacje filozoficzne nie tworzą esencji dramaturgicznej.

Kwartał zakończyła (26.03) premiera "Pana Jowialskiego" Fredry w reż. Artura Żmijewskiego. Jak było do przewidzenia - jeśli klasyka, to tylko ta mogąca mieć "nośność komercyjną", czyli komediowa. Problem w tym, że dobrzy aktorzy, łącznie z obsadzonym w roli tytułowej Adamem Ferencym, grali na "ćwierć gwizdka", bez przekonania, bez czucia, bez smaku, jakby nie wiedzieli w czym grają, albo ignorowali fakt, że grają tekst Fredry. I też ten "Pan Jowialski" był jak danie z mrożonki podgrzanej w mikrofali: nijakie i bez smaku. Po prawdzie, gdybym nie wiedział, że to inscenizacja "Pana Jowialskiego", nie domyśliłbym się od razu. Tak dalekie było to od ducha i stylu komediopisarstwa Fredry.

Zbilansujmy - pięć powtórek, jedna transmisja i sześć premier, czyli mniej więcej pół na pół. I to ma być odrodzenie produkcji Teatru Telewizji? Panowie Matyszkowicz i Kurski - nie ściemniajcie tak chełpliwie. Więcej powagi.

Gdzie jest wielka klasyka dramaturgii?

Teatr Telewizji, wymyślony i doprowadzony do rozkwitu w Polsce Ludowej, pomyślany został jako ważny segment masowej kulturalnej edukacji społeczeństwa. To była główna przyczyna, dla której przeważającą część oferty Teatru Telewizji stanowiła klasyka dramaturgii polskiej i światowej. Sam tylko przegląd niezwykle cennej pracy Grażyny Pawlak "Literatura polska w Teatrze Telewizji w latach 1953-1993" uzmysławia, że na

telewizyjnej scenie wystawiono ogromną część najważniejszych tekstów literatury polskiej od czasów staropolskich (Jan Kochanowski, Mikołaj Rej, Piotr Baryka) poprzez okres Oświecenia (Wojciech Bogusławski, Jan Ursyn Niemcewicz, Franciszek Zabłocki), wielki kanon romantyczny (Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Zygmunt Krasiński, Cyprian Kamil Norwid), realistyczną komedię rodzajową okresu pozytywistycznego (Józef Bliziński, Michał Bałucki), modernizm Młodą Polskę i międzywojnie 1918-1939 (Stanisław Wyspiański, Tadeusz Rittner, Karol Hubert Rostworowski, Stanisław Przybyszewski, Jan August Kisielewski, Jerzy Szaniawski, Stanisław Ignacy Witkiewicz), po tzw. klasykę współczesną czyli m.in. sztuki Witolda Gombrowicza, Sławomira Mrożka, Tadeusza Różewicza, Ernesta Brylla, Ireneusza Iredyńskiego, Janusza Głowackiego, Bogusława Shaeffera. Z wielkiej klasyki obcej wystawiano w Teatrze Telewizji realizacje od tragedii i komedii antycznej (Ajschylos, Eurypides, Sofokles, Arystofanes) poprzez nieśmiertelnego Szekspira, Calderona de la Barca, Tirso de Molina, Racine'a, Corneille'a, Moliera, Beaumarchais, Musseta, Marivaux, Goethego, szeroko rozumiany modernizm George Bernarda Shaw, Maeterlincka, Montherlanta, Ibsena, Strindberga, teatr Pirandella, teatr Brechta, po powojenny "teatr absurdu": Samuela Becketta, Eugene Ionesco, Jean-Paul Sartre'a czy wiązanych z tym nurtem wielkich Szwajcarów - Friedricha Dürrenmatta i Maxa Frischa, a także choćby Harolda Pintera. Oczywiście, na ekrany Teatru Telewizji trafiały także sztuki autorów współczesnych bez uznanej powszechnie marki, a nawet debiutantów.

Pozoracja zamiast "przywrócenia"

Poza nielicznymi wyjątkami, które można policzyć na palcach jednej ręki, tekst żadnego z wyżej wymienionych twórców nie znalazł drogi na ekran TTV ani po chełpliwym ogłoszeniu przez duet Matyszkowicz-Kurski "przywrócenia", ani - przyznajmy to dla zachowania rzetelności - na przestrzeni ostatniej dekady, a może nawet kilkunastu lat. Tyle tylko, że nikt z poprzedników obecnego kierownictwa TVP nie składał takich chełpliwych, kłamliwych deklaracji.

Panowie Matyszkowicz i Kurski! Jeśli nie jesteście w stanie "przywrócić" dawnej świetności Teatru Teatru, głównie z okresu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, bo to rzeczywiście trudne, jako że żyjemy winnej epoce medium telewizyjnego, to przynajmniej nie mijajcie się z prawdą i nie stwarzajcie pozorów zaistnienia czegoś, co się nie dokonało. Lepiej już otwórzcie przebogate, nieprzebrane archiwa TVP (wiem coś o nich, bo jako pracownik tej firmy do czasu "dobrej zmiany" miałem do nich dostęp i z niego korzystałem) i zacznijcie emitować wspaniałe przedstawienia sprzed lat. Wtedy bardziej przysłużycie się edukacji kulturalnej niż podtrzymując ulepioną przez siebie mistyfikację.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji