Artykuły

List do Kajtka

Szanowny panie Kajtku!

Jestem prostym Polakiem, który chce zabić żonę. Nie wiem, czy jest nas wielu, nie wiem, panie Kajtku, nie wiem, nie wiem… Czuję aliści, że nie jestem sam… Aliści? A owszem – aliści! Aliści jak cholera! Lubię słowo aliści, wolę je nad słowo, dajmy na to: jednak. Lubię aliści, tak jak lubię ostrze kozika, którym obieram ziemniaki. Słyszy pan ten szelest? Sziii, sziii… Nie, to jeszcze nie szyjka… Obieram. Sziii… Szara serpentyna odsłania żółtawy miąższ. Obieram. Nie, to nie wnętrze ukochanej grdyki. Sziii…

Obieram, panie Kajtku, albowiem żona każe. A jak ona każe – to każe. Obrałbym, że tak powiem, nieistniejące. Gdy żona każe – obieram nawet wtedy, jeśli nie ma czego obierać. Gdy żona każe – obieram wszystko. Gdy żona każe – obieram kosmos. By tak rzec – jestem jej obieraniem. Całkiem jak pan w wyreżyserowanym przez Pawła Szumca przedstawieniu Prah, pióra Gyórgyego Spiro. Na samym początku wchodzi pan do kuchni, z bezlitosnym wyczuciem realności przez scenografa Marka Brauna na scenie odtworzonej, wchodzi pan, a teatralna żona znad obieranych ziemniaków na pana spoziera i jest po ptakach! Już pan wie, że błędem pana jest to, że pan żyje…

Tak, cny Kajtku, na Scenie pod Ratuszem do domu wchodzisz, a tu znad obierzyn grająca twą żonę Małgorzata Kochan spoziera tak, że w portkach pełno masz. Nie chce być inaczej. W portkach pełno, choć w kieszeni zwycięski totolotkowy kupon na bite sześć milionów dźwigasz! Nie ma Wacka na Mariolę: masz przy duszy kwit na sześć baniek dośmiertnego spokoju – a tu żona ziemniaki skrobie. Więc nie ma zmiłuj się. Jak się przyznać, że problemy znikają? Jak poprosić, by kartofla na amen odłożyła? Jak zaprosić do walca?

Znakomity Kajtku – Spiro uroczo bredzi. Gdyby tak litery Praha przez wyżymaczkę gierkowskiej „Frani" przepuścić – co by zostało? Ile minut jako takiego sensu? Spiro powiada, że chłop do domu z milionami w kieszeni przyłazi – i dopiero problemy się zaczynają! Żona myśleć zaczyna? Tak. Więc piekło powstaje. Banie baniami, miliony milionami – a jak dzieci się rozpiją i rozćpają, to co?.. Itp., itd., itp… Oto. cudowny Kajtku, żona męża u Spiro pyta. Pyta, co będzie, gdy pięknie będzie. Mam dalej streszczać?

Jak powiadam – pary i dowcipu jest góra na dwadzieścia minut. Zasada opowieści banalna jest; chłop ze złotym kuponem do chałupy z pracy wraca. Oto tragedia. Nic więcej. Tyle wystarczy, by życie sparszywiało. I co? Pan to, Kajtku, wie najlepiej. Chłop wraca, a w domu Kochan czeka! Właśnie tak – Kochan. Kochan? Czyli kto?

Gdybym reżyserem był, to bym, dobry Kajtku, dla Kochan reżyserem był. Dokładnie. Więcej powiem, sto albo i sto tysięcy godzin temu rzekłem do profesor Anny Polony: nie ma się co ciszy bać – jest krucha Małgosia w Ludowym! Dziś, po premierze Praha (Prahu?) szaleństwo to podtrzymuję, wspaniały Kajtku. Że się Prah w proch po dwudziestu minutach nie rozkruszył to Kochan zasługa. Pana i Szumca też – ale generalnie Kochan. Spowodowała, że wszystko, co trwać może dwadzieścia minut, trwało godzinę i kwadrans. Taki jest czas przedstawienia. W życiu – porównywalnie: małżeństwa skazane na mgnienie – trwają do śmierci.

Wchodzisz więc, Kajtku, do domu z sześcioma milionami na sercu – a będzie tak, jakbyś przybył po nocy burdeli. Kochan jest znakomita. Ma pretensje. Ma pretensje co do przeszłości. Gdzie, Kajtku, byłeś, jak cię nie było na wiosnę w 1410? W burdelu na krawędzi Grunwaldu? Ależ skąd powiadasz, Kajtku bez szans – ależ skąd, miłości ty moja, ziemniaki obierałem przecie!.. I nawet jeśli taka była prawda najprawdziwsza – żona wie lepiej. Żona panuje również nad przyszłością. Żona wie, co ze szmalem zrobisz. Otóż – na dziwki wszystko wydasz. I nie mów, że nie! Kochan wie lepiej. Amen.

Ziemianie zestrzeliwują satelity. A wy się, Kajtku i Małgosiu, czyli Mężczyzno i Kobieto w scenicznej opowieści Szumca, po prostu kochacie. Można kupić działki budowlane na Księżycu. A wy żyć bez siebie nie możecie. Debile i debilki na internetowych forach anonimowo wyrzygują swe sądy na dowolny temat a wy się w nadzwyczajnie bolesnych, przez Szumca skonstruowanych pauzach, po prostu rozumiecie. Gdzieś na końcu świata, co go znamy z pierwszych stron gazet, z telewizji i radia – oddychasz, Kajtku. Jesteś – i nie jesteś sam. Może ludzkie umieranie na tym właśnie polega? Żeby nie wystygać w pustym pokoju? Żeby czuć żywe palce na wolno zamarzającym czole? Żeby móc się oszukać w chwili nie do oszukania? Tak?

Nie wiem, znakomity Kajtku. Wiem tylko, że dzięki wyśmienitej Kochan, co żonę twą gra, w finale przedstawienia zdobywasz się na rzecz niepojętą. Nie, nie zdradzę puenty. Zdradzę blaski. Zapałka, płomyk, muzyka, plama czerwieni gasnąca na murze za szybami kuchni marnej, w której dwoje żyć bez siebie nie może. To wszystko.

A jutro się obudzicie, drogi Kajtku. Powtórzy się dzień. Znowu wygrasz. Nie miej złudzeń: znowu wygrasz. Szóstka jak w pysk strzelił. Znowu wygrasz, i znowu nie będziesz wiedział jak do domu wrócić. Bo jak powiedzieć, że koniec obierania ziemniaków? Jak wytłumaczyć rdzewienie noży? Jak oznajmić, że jedziemy do Wenecji? Jak, dobry Kajtku, przekonać kobietę swego życia, że nie chcę jej zabić, a wściekłość to tylko forma uwielbienia? No – jak?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji