Artykuły

Szekspir w Łazienkach

Czym Warszawa zwana niegdyś dumnie „Paryżem północy", upodabnia się dzisiaj do prawdziwego Paryża? Ano tym, że w pełni sezonu letniego, podobnie jak w Paryżu, tak i w Warszawie, z przysłowiową świecą szukać można poważniejszej imprezy kulturalnej, która nie tylko zadowoliłaby stałych mieszkańców, lecz byłaby także atrakcją dla tłumów turystów. W Paryżu — choć ile — nie jest zresztą pod tym względem jeszcze najgorzej, za to w Warszawie — rozpacz. Urlopy w teatrach, nieciekawie w kinach, nudno, ponuro i smutno.

Toteż ucieszyłem się szczerze, gdy pod sam koniec lipca dowiedziałem się, że Halina i Jan Machulscy ze swym zespołem Teatru Ochoty wystawiają w łazienkowskim Teatrze na Wyspie (a więc pod gołym niebem) Sen nocy letniej Szekspira.

Dla państwa Machulskich, zasłużonych artystów i pedagogów teatralnych (a ponadto rodziców mego młodego imiennika znakomitego autora takich filmów, jak VabankSeksmisja), mam od dawna wiele uznania i sympatii, choć dotychczas nie udało mi się obejrzeć na własne oczy żadnej ich imprezy. Słyszałem natomiast wiele o ich słynnej już — również plenerowej — inscenizacji Szekspirowskiego Hamleta w Zamościu, gdzie mimo burzy i ulewnego deszczu tłumy widzów przez kilka godzin z niesłabnącym zainteresowaniem śledziły tragedię duńskiego księcia. Już choćby tylko ten Hamlet był dostatecznym powodem, żeby wzbudzić we mnie dla państwa Machulskich sympatię i szacunek.

I z tymi uczuciami szedłem na ów Sen nocy letniej. A także ze świadomością, iż przychodzi tutaj Machulskim zmierzyć się z nie byle jaką, bo datującą się od Reinhardta (jeśli nie wcześniejszą) tradycją plenerowych przedstawień tej świetnej komedii, której milowymi słupami są słynne spektakle w londyńskim Regent‘s Park i w ogrodach Florencji. Co prawda zarówno sceneria Łazienek, jak i Teatru na Wyspie tradycji tej może się nie obawiać. A jak jej odpowiada sam Sen? Cóż, jeśli napisany został rzeczywiście (a tak sądzą niektórzy) dla uczczenia zaślubin owdowiałej hrabiny Southampton z Sir Thomasem Heneage (w maju 1594), to czy nie można wyobrazić sobie, że już jego prapremiera odbyła się w ów majowy wieczór w pięknym parku, otaczającym Southampton House? Byłażby to więc sztuka już od swej prapremiery stworzona dla przedstawienia plenerowego właśnie?

W każdym razie grana w plenerze, wśród ciemniejących drzew i wieczornych mgieł, ta nieśmiertelna komedia staje się baśnią bardziej jeszcze porywającą swym poetyckim urokiem niż na najwspanialszej scenie. Bo czy może być scena wspanialsza od tła żywej, bujnie rozkwitłej przyrody? I czy na jakiejkolwiek innej scenie wielka poezja Stratfordczyka może zabrzmieć piękniej i prawdziwiej?

Amfiteatr w Łazienkach wypełniał tłum, a otaczał go tłum chyba jeszcze większy, dla którego zabrakło już miejsc. Punktualnie o dziewiątej wieczorem w listowiu za otwartą sceną, ozdobioną doryckimi kolumnami, zaczęły migać zwodnicze światła, rozległy się dźwięki dziwnej (i pięknej!) muzyki, a wreszcie ku stopniom wiodącym na teren gry podpłynęła łódź, wioząca Tezeusza i Hipolitę. I usłyszeliśmy pierwsze słowa Szekspira — Gałczyńskiego (bo Machulscy zagrali Sen w przekładzie naszego wielkiego poety, za co dodatkowe brawa!).

W ciągu półtorej godziny trwania spektaklu, rozwijającego się w oszałamiającej grze świateł, brawa rozlegały się zresztą wielokrotnie. Publiczność była szczerze przejęta i zachwycona, Machulscy odnieśli sukces.

A może sukces odniósł tylko Szekspir? I to mimo wszystko?

Ponieważ krytyk musi tu mieć — niestety — poważne zastrzeżenia. Przy całym należnym szacunku i sympatii dla państwa Machulskich, muszę powiedzieć, że młodzi aktorzy mimo godnych uznania wysiłków nie dorośli do swych zadań, że wiele można by im było wybaczyć gdyby przynajmniej olśniewali (w tej erotycznej przecież komedii!) urzekającą aparycją, czego jednak również nie było, że inżynier dźwięku nie zauważył, iż tekst od początku do końca jest nieznośnie przekrzyczany, że wreszcie…

Że wreszcie ja przynajmniej (przy całym należnym szacunku itd…) nie mogę się zgodzić na inscenizację Snu nocy letniej Jana Kotta zamiast Snu nocy letniej Williama Shakespeare’a Myślę przede wszystkim o zdemonizowaniu przez parę inscenizatorsko-reżyserską świata czarów tej uroczej i pogodnej komedii. Zdemonizował go — w sposób wydumany i jak najbardziej niesłuszny, choć trzeba przyznać, że błyskotliwy — Jan Kott w swoim słynnym szkicu, a Machulscy poszli niewolniczo za jego interpretacją. Nie mam tu już miejsca na szczegółowe omawianie tej sprawy (kogo to interesuje, niech przeczyta moje posłowie do Snu nocy letniej. Wyd. Literackie Kraków, 1982). Ale zrobić z Pucka pokracznego diabła, z Tytanii dziwkę — nie. proszę państwa, te „nowoczesne” teorie Szekspirowi nie przychodziły nawet do głowy, daję. Wam na to słowo honoru. To się przecież kłóci z tekstem i całym nastrojem sztuki!

Jeśli więc spektakl łazienkowski obronił się mimo wszystko, to obronił się dzięki tekstowi Szekspira w przekładzie Gałczyńskiego. Pomimo Kotta, a także pomimo niepotrzebnego i żałosnego skarykaturyzowania postaci i scen ateńskich rzemieślników Niech państwo Machulscy nie czytają nowoczesnych komentarzy do Szekspira. Niech czytają samego Szekspira — i myślą. Tak, jak to robił i zalecał Wyspiański.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji