Artykuły

Bohater naszych czasów

Wydarzeniem w życiu towarzyskim Trójmiasta była premiera Orfeusza w piekle Offenbacha w reżyserii Beaty Artemskiej. W ostatnią sobotę karnawału foyer opery kipiało od toalet: skrzyły się sztuczne perły we włosach, łopotały peleryny, ze śnieżnych ramion szczerzyły ząbki lisy. Czy szerokie, bardzo szerokie spodnie znowu modne? Słowem sensacja, rewelacja jak w piosenkach Franka Kimono. Oczywiście wszystkim nie dogodzisz. Malkontenci chodzę po mieście i mówię, że wprawdzie oni na przedstawieniu nie byli, ale wiedzę z TV, że kankana tańczą głównie chłopcy, lak jest z kankanem i czy podwiązki są, czy nie, a jeżeli są, to czy prawdziwe — najlepiej zbadać samemu. Faktem jest, że ostatnio na scenach i estradach chłopcy zaczynają wypierać panie. Tam, gdzie dawniej pląsałyby figlarne roznegliżowane panienki, teraz coraz częściej prężę się panowie. Przyznam, że wolę tradycyjny podział ról.

Na razie Gruza odgraża się, że zrobi — kiedyś — na scenie Teatru Muzycznego prawdziwą rewię z dziewczynami wysokimi i zgrabnymi. Na razie projekty pozostaję w sferze rozmów prywatnych.

Można było mieć wrażenie, na Orfeuszu, że dowcipy z rozmów prywatnych przeniesione zostały na scenę, Jako autorzy tekstu polskiego figuruję Stanisław Dygat i Janusz Minkiewicz, ale Beata Artemska zajęła się nie tylko inscenizację i reżyserię, ale i — jak informuje program (za 50 złotych) — opracowaniem dramaturgicznym tekstu. Orfeusz miał być już na swojej paryskiej premierze bardzo śmiały, w swoich atakach przeciwko władzy. Wiemy dobrze, że nic nie starzeje się tak szybko, jak aluzje do władzy. Trzeba było więc rzecz uwspółcześnić.

W Dziejach operetki Bernarda Gruna (80 złotych w 1974 roku) przeczytałam, że Offenbach w listopadzie 1859 roku, po 228 przedstawieniach przerwał granie Orfeusza. Dziś uważa się za sukces przedstawienie setne. Co jednak ciekawsze pół roku później: „Sam cesarz zaszczycił swą obecnością wspaniałą nowo inscenizacją sztuki, śmiejąc się wesoło i bez śladu podejrzeń z Jupitera i jego Olimpu i dziękując nazajutrz Offenbachowi cenną rzeźbę z brązu i odręcznym pismem pour la représentation délicieuse”.

Proszę, jaki pewny siebie! Wyobraźmy sobie minę artysty dzisiejszego, który wyobraża sobie, że robi bardzo śmiałe aluzje. A tu — bach! — dostaje rzeźbę z brązu (czytaj: nagrodę teatralną). Kompromitacja totalna. Znajomi przestoję mu się kłaniać, inni klaszczę ostentacyjnie. Na szczęście my Polacy nie lubimy metod tak perfidnych.

Czy jednak Offenbachowska „karykatura mitologiczna” może i dzisiaj drażnić? Zostawmy sferę obyczajową, a pomyślmy o tak ośmieszonych bogach greckich, legendzie artysty i jego miłości. Mity greckie oficjalnie dla osób uważających się za inteligencję symbolizuję dziedzictwo kultury, jej ciągłość. Uważamy się wszak za Europejczyków. Praktycznie — znają je pobieżnie, głównie maniacy krzyżówek. A przecież dramaty Wyspiańskiego i ich symbolika bez znajomości tych mitów są niejasne. Artysta krakowski włączył dawnych bogów i ich los, przed którym tak jak śmiertelnicy, nie mogą umknąć, w naszą narodową mitologię.

Mitologia Jana Parandowskiego to jedna z najpiękniejszych książek. Wraca się do niej, nawet jeśli pierwszy raz czytało się ją w dzieciństwie. Raczej zresztą osoby dojrzalsze zajmie historia Amazonek, zamieszkujących kiedyś wybrzeża Morza Czarnego. Wojowniczki, jak wiadomo, zachowywały przy życiu tylko dziewczynki. Żyły z grabieży i rozbojów. Otóż sensacja, tuż po Dniu Kobiet! „Podobno takie same Amazonki widział na ziemiach polskich cesarz Otto I opowiadał o nich podróżnikowi arabskiemu z IX wieku, Abrahamowi, synowi Jakuba, który tę wiadomość w kronikach swoich umieścił”.

Amazonki ubierały się w skóry dzikich zwierząt. Wyobraźmy sobie teraz, że jakiś szalony reżyser (a oni wszyscy są szaleni) chce ukazać Amazonki przeniesione we współczesność. Widzę to: bezwzględne bandy pięknych kobiet ubrana w stylu punk. Pas Hipolity, ich królowej, skórzany, nabijany gwoździami.

W mitologii dnia dzisiejszego, marzeniu ulicy, królowa jest królową disco, jak w piosence Franka Kimono. Disco, to skrót od dyskoteki. Kim jest Franek Kimono? Bohaterem piosenek śpiewanych przez Fronczewskiego, komponowanych przez Korzyńskiego. Staje się jednak — lub już się stal — kimś tak realnym, jak Kaczor Donald w Ameryce, miś koala w Australii. Franek Kimono, były wykidajło, awansowany na dyskdżokeja, o niejasnym rodowodzie, mętnych znajomościach i bliżej nieokreślonych wpływach — jest prawdziwym bohaterem naszych czasów. W piekle dyskoteki z ironicznym uśmiechem, szuka swojej Eurydyki. Bo Franek nie jest taki zupełnie bez serca.

Biografię Franka znają nawet dzieci i chyba wyprze on Pszczółkę Maję. Doczekał się przedstawienia (premiera 28 kwietnia) o sobie. Podobno Gruza do Drugiego wejścia smoka zaangażował 40 karateków. To chyba plotki. Myślę, że wziąłby 44.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji