Artykuły

Ich Troje

Już w kilka miesięcy po londyńskiej prapremierze doczekaliśmy się realizacji Zdrady — najnowszej sztuki Harolda Pintera w warszawskim Teatrze Powszechnym. Jest to w twórczości wybitnego angielskiego dramatopisarza pozycja dosyć nietypowa. Pinter w swoich najlepszych tekstach potrafił, nie unikając elementów ostrej naturalistycznej obserwacji, uzyskać wymiar pewnego uogólnienia, metafory. Zdrada nie ma i takich ambicji, pozostaje tylko zręcznie napisaną sztuką, właściwie bulwarową, z jednym efektownym scenicznie pomysłem.

Autor posługując się wysłużonym schematem małżeńskiego trójkąta świadomie odwraca porządek narracji. Poza ekspozycją wszystkie sytuacje poznajemy w planie retrospektywnym, pomyślanym jednak dość swoiście — każda kolejna scena jest chronologicznie wcześniejsza od poprzedniej. Stopniowo cofamy się więc coraz bardziej w przeszłość aż do fabularnego punktu wyjścia. Ale właśnie taki pomysł — przy całej swej teatralnej przewrotności — nie okazuje się zbyt bezpieczny dla realizatorów. Szczególnie trudno bowiem budować klimat relacji scenicznej i postacie bohaterów pamiętając równocześnie ciągle o zasadzie odwróconej optyki.

Mam wątpliwości, czy zdali sobie z tego w pełni sprawę współtwórcy polskiej prapremiery. Spektakl Teatru Powszechnego raczej nie skłania do komplementów. Brak mu lekkości, tempa, atmosfery. Jan Bratkowski wyreżyserował Zdradę jakby zapominając, czym ta sztuka jest w istocie, niepotrzebnie celebrując tekst, a zarówno scenografia Jana Banuchy (z nieznośną „obrotówką”), jak i Andrzeja Trzaskowskiego odbierał przedstawieniu tak potrzebną mu kameralność.

Z trójki wykonawców najmniej korzystnie zaprezentował się Leszek Herdegen (Jerry), obsadzony w tej roli chyba naj niefortunniej. Nie zarysował on ewolucji portach a przesadną oschłością i nonszalacją zacierał obraz całej sprawy. To może najpoważniejsze pęknięcie spektaklu. Na szczęście pozostały duet nie sprawił zawodu. Elżbieta Kępińska zagrała rolę Emmy we właściwej tonacji — bezpretensjonalnie i przekonywająco, a Edmund Fetting wyposażył postać Roberta w naturalność i swobodę z domieszką autoironii.

Przy tym wszystkim — przedstawienie Zdrady — jest żywo przyjmowane przez publiczność, niecierpliwie czekającą na każdą, w miarę sprawnie napisaną, współczesną sztukę obyczajową.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji