Artykuły

Patrzmy na poziom przez pryzmat zaproszeń

Dyrektor teatru nie powinien polemizować z dziennikarzem. Nie dlatego, że dziennikarz ma zawsze rację, bo często jej nie ma, ale dlatego, że dziennikarz z natury rzeczy ma zwykle ostatnie słowo. Bywa więc to dla polemisty krok samobójczy - pisze Jadwiga Oleradzka, dyrektor Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu, w odpowiedzi na tekst Grzegorza Giedrysa z Gazety Wyborczej - Toruń.

Robię ten krok, po przeczytaniu tekstu p. Grzegorza Giedrysa "Wizerunek Torunia tworzy kultura wysoka". Zacząć trzeba od metody, jaka autor się posłużył. Jest to metoda porównań. Ktoś zrobił remont i "stał się jednym z najnowocześniejszych teatrów w kraju". Ktoś zrobił rewolucję(?) inicjując dyskusję o powrocie teatru lalek do telewizji. Efekt "rewolucji"? "Zainteresowanie spektaklami jest tak duże, że teatr musi stale poszerzać swój repertuar". Teatr za miedzą drukuje blogi widzów na swojej stronie internetowej (był jeden!) - a "premiery poprzedzają dyskusje z widzami". A Teatr Horzycy? Ani remontów, ani blogów, ani dyskusji przed (?) spektaklami! Teatr śpi. Oto reductio ad absurdum, jakie jawi się po przeczytaniu tekstu.

Ponieważ trudno dyskutować o dyskusji (Czy "rewolucja sprawiła, że teatr lalek powrócił do telewizji? O czym jest dyskusja przed spektaklem, skoro nikt go nie widział?) skupię się na faktach, zaczynając od rzeczy najprostszych, znanych i wiadomych wszystkim (także panu Giedrysowi).

Remont Teatru im. Wilama Horzycy trwał sześć lat. Jego efekty są widoczne, potwierdzone m.in. główną nagrodą w ogólnopolskim konkursie "Modernizacja roku", także ogólnopolską nagrodą za iluminację zabytkowego budynku. Scena ma w tej chwili wyposażenie, jakiego większość teatrów może nam zazdrościć. Co ważne - logistyka trwających wiele lat remontów spowodowała, że teatr prawie cały czas grał - przez 6 lat scena była niedostępna dla widzów tylko przez trzy i pół miesiąca.! (oczywiście graliśmy na scenie na zapleczu, wyremontowanej w 2004 roku)

Dyskusje w toruńskim teatrze odbywają się po premierach od lat ośmiu. Jest to zasada premier uniwersyteckich, od niedawna także "wtorków studenckich". Także zasada leżąca u podstaw pomysłu czytania nowych dramatów, prowadzonego przez aktora naszej sceny, ale finansowanego przez teatr (i obecnie przez nas przejęta). I zasada Lekcji Teatralnych - zaplanowanego na wiele lat, nowego projektu. Na dotychczasowe spotkania (były dwa - o teatrze Kantora i teatrze Jerzego Grotowskiego) przyszły tłumy, imprezy trwały ponad trzy godziny. Czyżby o tej inicjatywie pan Giedrys nie słyszał? Jeśli nie - gorąco tę akcję naszego teatru polecam. To tyle o "kontakcie ze swoją publicznością". Tak, przyznaję jest ona "chłonna". Wielu reżyserów, aktorów i dyrektorów toruńskiego teatru pracowało na to wiele lat. Dlatego też - w lutym - ale wcześniejsze dane są podobne - frekwencja w toruńskim teatrze wynosiła na dużej scenie - 97 procent, na Scenie na Zapleczu -103 procent! I to bez żadnych "rewolucji" środowiskowych! A graliśmy m.in. "Komedianta" Bernharda. "Dwa i pół miliarda sekund" Becketta, "Pułapkę" Różewicza, "Samotny Zachód" McDonagha , "Uroczystość" Vinterberga i Rukova - a więc bynajmniej nie repertuar lekki, łatwy i przyjemny! By postawić "kropkę nad i" - oczywiście poszerzamy swój repertuar, co pan Giedrys postuluje - cóż jednak zrobić, skoro niektóre z naszych przedstawień bywają grane (przy kompletach i zapisach na bilety) nawet pięć lat? I wcale nie są to przedstawienia rozrywkowe - ale np. "Samotny Zachód" czy "Zbrodnia i kara"

Dyskusji o repertuarze podejmować nie zamierzam, bo o gustach się nie dyskutuje. Jeden przykład - jak sądzę - tu się przyda - otóż na ostatnim festiwalu Kontakt pokazałam nowohucki teatr "Łaźnia Nowa" wysoko oceniany przez młodą krytykę, specjalizujący się w "nowej polskiej dramaturgii", "nowym brutalizmie," na pewno "teatr społecznie zaangażowany" ze spektaklem "From Poland with love" Pawła Demirskiego. I cóż? Toruńska publiczność festiwalowa - chłonna i wyrobiona - ze spektaklu tego po prostu wyszła. Tu powinnam może napisać, że bez publiczności teatr nie istnieje. Po co jednak pisać banały?

Na jeden wszakże banał na koniec sobie pozwolę. Otóż poziomu teatru, jego ambicji, nie mierzy się uprawianym przezeń PR-em. Mierzy się natomiast zaproszeniami na festiwale - krajowe i zagraniczne - także nagrodami zdobytymi na tych festiwalach. Zdaję sobie jednak sprawę, że wymienianie udziału naszego teatru w tych imprezach zajęłoby zbyt dużo miejsca w "Gazecie". Może więc tylko napiszę, że w ostatnich dwóch latach byliśmy na kilkunastu prestiżowych festiwalach polskich i europejskich, a "Ślub". "Ja", " Samotny Zachód" zdobyły na nich najwyższe nagrody...

Na zdjęciu: "Ślub", reż. Elmo Nüganen, Teatr im. Horzycy, Toruń 2004 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji