Artykuły

Victoria - kosztowne igrzyska

Radni lekką ręką przegłosowali wydanie prawie 3 mln zł na historyczno-patriotyczny jubileusz victorii wiedeńskiej, który dla turystów był kompletnie niezrozumiały, bo gdzie Kraków, gdzie Wiedeń - komentuje Magdalena Kursa w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Czy obchody rocznicy wiedeńskiej victorii były imprezą z kategorii premium, które zgodnie ze strategią promocji miasta mają skusić do przyjazdu do Krakowa wymagających turystów z całego świata? Śmiem twierdzić, że rozbite na Małym Rynku tureckie namioty, w których można było kupić swetry z owczej wełny, dywany i piwo, czy nawet wieczorna inscenizacja na Błoniach bitwy wiedeńskiej tłumów gości miastu nie przysporzyły. Na batalistyczny spektakl nie akredytował się ani jeden zagraniczny dziennikarz. W tłumie wracających z Błoń nie słyszałam też obcych języków. Choć oczywiście na husarię na Błoniach czy przemarsz orszaku króla Sobieskiego przez Rynek zawsze miło popatrzeć.

Jest pewna sprzeczność w myśleniu o promocji miasta. Z jednej strony mamy strategię promocji i silne postanowienie, że Kraków ma być postrzegany przez pryzmat wielkich wydarzeń kulturalnych, z drugiej strony radni co chwilę podejmują uchwały o świętowaniu przez miasto kolejnych rocznic. Nic więc dziwnego, że i victoria wiedeńska nie miała dobrych notowań wśród urzędników, na których spadł obowiązek realizacji pomysłu radnych. - Rozumiem, że mała gmina Gołub-Dobrzyń stawia na rycerskie turnieje, bo jest to jej znak rozpoznawczy, a poza tym robi to co roku i ze znacznie większym międzynarodowym rozmachem. Ale po co Krakowowi takie obchody w czasie, gdy brakuje pieniędzy na promocję z prawdziwego zdarzenia? - denerwował się w mojej obecności jeden z urzędników.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji