Artykuły

W filharmonii słychać zgrzyty

- Bywa, że boimy się wyjść do toalety. Niektórzy przed próbą łykają tabletki na uspokojenie. To nie dyrektor, a dyktator - mówią muzycy o Marcinie Nałęcz-Niesiołowskim, szefie białostockiej filharmonii. Dwa tygodnie temu weszli z nim w spór zbiorowy, ale marszałkowi to nie przeszkadza. Postanowił przedłużyć mu kontrakt bez konkursu - pisze Ewa Sokólska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

- On nas wszystkich omamił, oszukał - nie ma wątpliwości Józef Kryński, który przez 30 lat pracował w filharmonii. Ponad rok temu zrezygnował z pracy, ponieważ nie wytrzymywał już presji i nacisków ze strony dyrektora.

Kryński zasiadał w komisji konkursowej, która decydowała o przyjęciu Nałęcz-Niesiołowskiego do pracy. Optował za jego kandydaturą.

- To był nikomu nieznany, świeżo upieczony absolwent. Daliśmy mu szansę, bo był ambitny i obiecywał, że osiądzie w Białymstoku, zwiąże się z naszą orkiestrą. Okłamał nas, a zachowuje się jak Pinochet. Dużo czasu spędza w Warszawie, tam także pracuje. Jednocześnie jest dyrektorem filharmonii białostockiej. Ale nie o to mam do niego żal. Nie chodzi mi też o brak szacunku do starszych muzyków, lekceważenie ludzi, terror, który wprowadza w filharmonii, czy o organizowanie nieoczekiwanych i niczym nieuzasadnionych egzaminów wewnętrznych, od których są uzależnione dalsze losy muzyka. Mam żal o to, że po 30 latach gry w orkiestrze, budowania tej filharmonii, dyrektor nawet rąk mi nie uścisnął. W jego imieniu podziękował mi kierownik techniczny.

W chórze sami swoi

Osób, które czują się pokrzywdzone przez dyrygenta, jest znacznie więcej. Patrycja Borys jest absolwentką wydziału wokalno-aktorskiego Akademii Muzycznej w Łodzi. Ma wykształcenie muzyczne najwyższego stopnia. Występowała m.in. w teatrach w Rzeszowie, Łodzi i Warszawie. W lutym 2006 r. zgłosiła się na przesłuchania do chóru Filharmonii i Opery Podlaskiej.

- Zza drzwi wszystko było doskonale słychać. Poziom większości osób ubiegających się o posadę był bardzo niski. Przez sześć lat na wydziale wokalnym nachodziłam się na koncerty i nasłuchałam śpiewaków, więc wiem, co mówię - mówi Borys.

Na przesłuchaniu obecny był Nałęcz-Niesiołowski, kierowniczka chóru Wioletta Bielecka i Krzysztof Kiercula, który akompaniował. Patrycja Borys zdała egzamin i została zaproszona na spotkanie organizacyjne. Na nim omówiono ogólne zasady przyjęcia do pracy (liczba prób, płace itd.). Umowy chórzyści mieli podpisać na pierwszej próbie.

- Raptem dzwoni do mnie koleżanka, która była uczennicą pani Bieleckiej z informacją, że w internecie są nowe listy przyjętych do chóru, gdzie mnie już nie ma - opowiada Borys. Pojechała do filharmonii, ale sekretarka nie chciała umówić jej na spotkanie z dyrektorem.

- Wściekłam się zupełnie, kiedy dowiedziałam się, że sekretarkę, mimo braku wykształcenia i doświadczenia, przyjęto do chóru, a mnie nie. Co z tego, że jest córką muzyków? - oburza się Borys.

Postanowiła napisać odwołanie. Wcześniej w Akademii Muzycznej w Białymstoku sprawdziła, z kim Bielecka (wówczas była tam prodziekanem wydziału edukacji artystycznej) prowadziła emisje głosu.

- Wszystkie osoby, z którymi miała zajęcia, znalazły się na liście przyjętych do chóru. Wniosek z tego taki, że zatrudniła po znajomości swoje uczennice. Pozostali przyjęci to ci, którzy wcześniej śpiewali już w tym chórze - kontynuuje oburzona kobieta.

Marcin Nałęcz-Niesiołowski wysłał Borys jedynie pisemną odpowiedź na odwołanie, zupełnie omijając sedno sprawy. Przypomniał swoje słowa ze spotkania organizacyjnego, że nie wszystkie osoby rozpoczynające prace w chórze mają odpowiednią motywację i determinację do ciężkiej pracy.

- To jakiś żart. Dziwne rzeczy dzieją się w filharmonii. Zamiast dbać o wysoki poziom zespołu, promuje się znajomości i miernoty - podsumowuje Patrycja Borys. Obecnie uczy muzyki w białostockim gimnazjum.

A w chórze Filharmonii i Opery Podlaskiej poza uczennicami pani Bieleckiej, sekretarki dyrektora, śpiewa też... piekarz z wykształcenia.

Dyrektor milczy

O złym traktowaniu pracowników filharmonii i niejasnych zasadach przyjmowania do chóru mówi się od dawna. Podwładni Nałęcz-Niesiołowskiego bali się jednak oficjalnie przeciwstawić dyrygentowi. Po raz pierwszy pisaliśmy o tym ponad dwa tygodnie temu, gdy muzycy weszli z dyrektorem w spór zbiorowy. Uczynili to z powodu nowego regulaminu premiowania. Pracownicy chcą, aby premie były jasne i uniezależnione od woli dyrektora. Nałęcz-Niesiołowski zapewniał nas wówczas, że problemu w ogóle nie ma. Dopiero po artykule spełnił obowiązek powiadomienia inspekcji pracy o sporze, który trwa do dziś.

Próbowaliśmy ponownie porozmawiać z dyrektorem, jednak jest dla nas nieuchwytny. W ubiegłym tygodniu sekretarka w filharmonii poinformowała, że dyrektor jest na urlopie w Warszawie. W czwartek Lucyna Syty-Prokopiuk, kierownik biura koncertowego obiecała nam, że dyrygent odniesie się do naszych pytań. Wczoraj przyznała: - Pan dyrektor nie będzie wypowiadał się i nakręcał spirali nieprawdy. Chce się odizolować od tych spraw, które są tylko fantazją jakiejś tam grupki ludzi. Dyrektor musi trzymać poziom w orkiestrze, by później spojrzeć w oczy ministrowi czy marszałkowi. Chór prezentuje bardzo wysoki poziom, czego dowodem może być choćby zaproszenie na Warszawską Jesień. W dobie kryzysu, gdy szukamy sponsorów, poruszanie takich problemów, do tego nieprawdziwych, może nam tylko zaszkodzić.

Marszałkowi bardzo się spieszy

Tymczasem marszałek Jarosław Dworzański postanowił przedłużyć kontrakt dyrektorowi Opery i Filharmonii Podlaskiej bez ogłaszania konkursu. Zarzuty wobec Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego od dawna bagatelizuje. Tym razem dowiedzieliśmy się tylko, że na odstąpienie od konkursów zgodził się sam minister kultury, po spotkaniu w czwartek z marszałkiem województwa podlaskiego.

Czy minister Bogdan Zdrojewski wie o konflikcie dyrektora z muzykami? Być może dowiemy się o tym dziś.

- Dziwi mnie postawa marszałka i ten pośpiech. Przecież do końca kontraktu pana Nałęcz-Niesiołowskiego zostało jeszcze pół roku. A do tego czasu wiele może się wydarzyć. Po co wyprzedzać fakty? - zastanawia się Czesław Jaźwiński, klarnecista, a od niedawna przewodniczący Związku Pracowników Opery i Filharmonii Podlaskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji