Czas akcji: druga połowa dziewiętnastego wieku.
Miejsce akcji: dom na wsi.
Opowiadanie
W starym domu "ze skrzypiącymi schodami i jęczącymi oknami, z zakamarkami i sterczącymi szafami" mieszkają Demeter i Johannes, dwaj młodzi mężczyźni z najstarszego w okolicy rodu (bracia?). Nie są zbyt zamożni. Demeter miał iść do armii, ale nie poszedł; Johannes najpierw miał zostać urzędnikiem, potem księdzem, ale nie został ani jednym, ani drugim. W domu mieszkają też dwie kobiety, ciotka i Weronika, która się nią opiekuje. Weronika tkwi między dwoma mężczyznami: obdarzonym temperamentem, impulsywnym Demetrem - "kłębowiskiem występku" i subtelnym, uduchowionym Johannesem. Pewnego dnia, gdy Weronika obserwuje koguta na podwórku, Demeter nagle przyciska jej głowę do swojego brzucha i zaczyna pchać ją w dół. Weronika wyzwala się wołając: "Johannes nigdy by czegoś podobnego nie zrobił!". Kiedy Johannes przychodzi, Demeter uderza go pięścią w twarz; Johannes chce mu oddać, ale nie robi tego, bo się go boi. Kiedyś jednak Weronice przychodzi na myśl, że powinna ulec życzeniu Demetra, choć, jak tłumaczy Johannesowi, nic do niego nie czuje. "On się tylko przede mną otworzył jak olbrzymie, uzbrojone w zęby usta, które mogły mnie połknąć, jako mężczyzna był mi tak obcy jak wszyscy, ale to, co sobie nagle wyobraziłam, było jednym wielkim wlewaniem się w niego, przelewaniem się przez ociekające usta, połykaniem jak przez pijące zwierzę, tak obojętnie i tępo..." Weronika myśli o Johannesie i odpycha od siebie Demetra. Johannes jest zazdrosny o Demetra, on także chce zdobyć Weronikę jako kobietę, co jej wydaje się pospolitością. Chce z Weroniką wyjechać, lecz ona odmawia - musi opiekować się ciotką. Dopiero później Weronika dotarł do Weroniki sens jej odmowy - "pomyślała, że to swoje nie, które wypowiedziała przedtem w popłochu i intuicyjnie, teraz dopiero czuje w całej pełni, i zrozumiała, że on to wszystko ciągnie dalej już tylko ze względu na siebie, chociaż wcale tego nie chce. I na chwilę zrobiło jej się przy tym tak ciężko na duszy [...] bo przecież mało brakowało, aby to, co czuła, stało się oddaniem". Uczucie, którym Weronika darzy Johannesa, zaczyna "opadać i odpływać". I tak "Weronika przez całe swoje mroczne życie bała się jednej miłości i tęskniła do drugiej". Weronika postrzega świat poprzez ciało, poprzez fizyczność. Nie tylko w Demetrze, ale też (albo nawet przede wszystkim) w Johannesie dostrzega coś zwierzęcego. Z dzieciństwa przywołuje zmysłowe wspomnienie liżącego ją po twarzy bernardyna, opowiada też o wieśniaczce, która spółkowała z dwoma wielkimi psami. "Weronika miała również stale w pamięci, gdzieś w całkowitym zobojętnieniu, jakieś zwierzę, każdy je zna, wraz z tym jego paskudnie cuchnącym i obrzydliwie śliniącym się pyskiem; ale w niej było ono tylko niespokojną, niewyraźnie ukształtowaną ciemnością, która wymykała się jej wracającej na jawę świadomości, albo było jak las, ciągnący się bez końca i czuły jak mężczyzna we śnie, nie miało ono w niej nic ze zwierzęcia, tylko pewne tory oddziaływania na jej duszę, przedłużone poza siebie..."
Weronika mówi, że to, co Johannes czuje niezbyt wyraźnie, czego nie potrafi zrozumieć i co nazywa Bogiem jest być może tylko tchórzostwem lub słabością. Ona sama myśli "o takim sposobie bycia, przy którym człowiek się całkiem rozpływa w tym, czym jest dla drugiego człowieka, a nie stoi przy tym z boku, i na dodatek się jeszcze przysłuchuje..." Dla Weroniki "człowiek istnieje jako dzianie się, a nie jako osoba, która działa; każde z nas powinno być sam na sam z tym, co się dzieje, a jednocześnie powinniśmy być razem, milczący i zamknięci w sobie jak wewnętrzna strona czterech ścian bez okien, co tworzą jedno pomieszczenie, w którym wszystko może się rzeczywiście dziać, ale tak, żeby to nie wdzierało się z jednego w drugie, tak jak to się dzieje tylko w myślach...". Johannes nie rozumie Weroniki.
Pewnego dnia Johannes odchodzi; Weronika wie, że on chce się zabić. Myśli o nim z czułością, zastanawia się nieustannie nad tym, gdzie jest i co robi, ale jest spokojna - traktuje jego samobójstwo jak rzecz nieuniknioną. Wieczorem jest przekonana, że wszystko już się dokonało; w nocy siedzi przy świecach przed fotografią Johannesa. Jest w niej "łagodne i słabe" pragnienie, żeby Johannes już nie żył. "Należał teraz do jej pragnień i jej czułość przepływała przez niego bez przeszkód jak fale przez owe miękkie, purpurowe wirczyki, które unoszą się w morzu. Chwilami zaś miłość leżała daleko nad nim i bez sensu jak morze, już zmęczona, czasami znów jak morze już nad jego trupem, wielka i miękka jak kotka, która mruczy w czułych snach". Godziny mijają, Weronika zaczyna się martwić, czuje, że zabiła Johannesa. O świcie natomiast wydaje jej się nieprawdopodobne, że Johannes nie żyje. "Poczuła jakaś lubieżną miękkość i jakąś niesłychanie bliską obecność. Bardziej duszy niż ciała; było to tak, jakby patrzyła na samą siebie z zewnątrz, jego oczyma, i przy każdym dotknięciu czuła nie tylko jego, lecz w jakiś nie dający się opisać sposób także odczuwanie jej przez niego, wydawało jej się to jakby jakimś tajemniczym duchowym zespoleniem. Czasami myślała, że jest to jej anioł stróż, [....] i już odtąd będzie przy niej zawsze [...] będzie go nosiła pod spódnicą". Rano przychodzi list; Weronika spodziewała się go, ale treść ją zaskakuje: "... co ty na to, że się nie zabiłem? Jestem jak ktoś, kto się wydostał na drogę. Jestem tu na wolności i nie mogę już zawrócić". Weronika odbiera to, co się stało, jako "zbawienne odbicie się" Johannesa od niej. Odtąd Weronika mieszka w domu sama z Demetrem; mijają się na schodach obojętnie.
Ukryj streszczenie