Artykuły

Pytania do Andrzeja Kalinina

A może nie chce Pan wymienić nazwiska swojego faworyta na stanowisko dyrektora Teatru, bo to głupio tak wprost przyznać się, że cały Pana felieton to próba przeforsowania jakiegoś własnego kandydata? - dyrektorka Katarzyna Deszcz odpowiada na artykuł pisarza Andrzeja Kalinina w związku z konfliktem w częstochowskiem Teatrze im. Mickiewicza.

Szanowny Panie Redaktorze Andrzeju Kalininie!

To moja pierwsza i być może jedyna próba zwrócenia się do Pana na łamach Gazety Wyborczej.

Tym razem czuję się zmuszona do odpowiedzi, gdyż zażądali tego ode mnie pracownicy Teatru, którzy Pana felietonem "Mamy teatr, czy nie?" poczuli się obrażeni.

Tak, tak, być może ci sami pracownicy, na których relacje, będące podstawą Pańskich opinii, Pan się powołuje.

Ja również uznałam, że nie mogę dłużej milczeć.

Moim zdaniem, Pana ostatni felieton jest wyrazem ewidentnej eskalacji Pana wrogości do mnie. Tak wielkiej, że postanowił Pan zaatakować moje dobra osobiste, a nawet więcej - wdziera się Pan w moje myśli. Oświadcza Pan bowiem publicznie, w moim imieniu, na czym mi zależy i czego chcę.

Z całym szacunkiem, Panie Redaktorze, należnym osobie o Pańskiej pozycji i autorytecie, nie zgadzam się, aby przemawiał Pan w moim imieniu!

Do tej pory nie polemizowałam z Pańskimi opiniami. Powód był bardzo prosty. Odczytywałam Pańskie uwagi o Teatrze jako próby sprowokowania mnie do wymiany zdań, która posłużyć ma rozgrywkom osobistym. Czyżbym się myliła? Uznałam, że nie dam się w to wciągnąć.

Trochę historii, Panie Redaktorze.

Czy pamięta Pan, jak w pierwszych miesiącach mojej kadencji zaproponował Pan swoją sztukę do wystawienia w naszym Teatrze? Wydawało mi się to nieco dziwne, że zwrócił się Pan z tym pomysłem do mojego zastępcy, a nie do mnie, choć byłam za drzwiami. Pomyślałam wtedy, że może jest Pan człowiekiem skromnym, może nie zna Pan obowiązującej zasady, że o repertuarze decyduje dyrektor? Tak czy inaczej - zaproponował Pan: sztukę, reżysera, termin premiery, obsadę. Teatr miał "tylko" pokryć koszty i oczywiście szczycić się posiadaniem w repertuarze utworu Pańskiego autorstwa.

Przyznam, że na początku nawet się ucieszyłam, bo wiedziałam, że był Pan ogromnie zaprzyjaźniony z moim Poprzednikiem i ostro protestował przeciwko jego odwołaniu. W tym miejscu pozwolę sobie uprzejmie przypomnieć, że z tym odwołaniem nie miałam nic wspólnego. Czyż to nie jest wspaniałe, że wzniósł się Pan ponad prywatę i pomimo żalu chce pan współpracować z Teatrem? Ucieszyłam się, ponieważ zależało mi i zależy na tym, aby jak największa liczba artystów częstochowskich mogła znaleźć swoje miejsce w Teatrze.

I znajduje.

Mam jednak brzydki zwyczaj czytania tekstów, których wystawienie rozważam. Nie ukrywam, że spory kłopot sprawiło mi oswojenie się ze stylem, w jakim utwór był napisany, ale jakoś przebrnęłam, myśląc o tym, że to, co w pierwszej chwili wydaje się prymitywne i grafomańskie, może być w konsekwencji genialnym zabiegiem autora.

Przejdźmy do treści - o ile pamiętam, jedna z pierwszych scen miała następujący przebieg: baba z tobołami, która właśnie przyjechała do Częstochowy, pyta napotkanego przed budynkiem teatru aktora, gdzie jest teatr, a ten jej odpowiada, że teatr to tu był, a teraz to są już tylko jakieś krakowskie eksperymenty itd. itd.

Panie Redaktorze, czy gdyby w repertuarze była ta sztuka albo inne utwory Pańskiego autorstwa, to mielibyśmy teatr? Czy też - jak Pan pyta w tytule swego felietonu - już chyba nie?

Poświęcał Pan Teatrowi swoje cenne uwagi wielokrotnie. Proszę wybaczyć, że nie wszystkie pamiętam, ale konieczność prowadzenia Teatru nie pozwala mi na skupieniu się wyłącznie na lekturze Pańskich wypowiedzi. Niemniej mam nieodparte wrażenie, że w żadnej nich nie pominął Pan okazji do złośliwej uwagi na mój temat. "Państwo z Krakowa", "dyrektorka", "z krakowskich wyżyn". Czyżby jakieś kompleksy, Panie Redaktorze?

Kolejne wrażenie, któremu nie mogę się oprzeć, to to, że w momentach niekwestionowanych sukcesów Teatru, takich jak nagrody festiwalowe, Złote Maski (cztery nominacje, jedna przyznana), Międzynarodowe Spotkania Teatralne, dobre przyjęcie nowej premiery, zachowywał Pan milczenie. Czyżby manipulacje Gazety Wyborczej, która nie pozwalała się Panu na ten temat wypowiedzieć publicznie?

W przeciwieństwie do Pana uważam, że jest się czym chwalić.

Jeszcze jedna dygresja. Czy to tylko moje wrażenie, że nawet śmierć Pańskiego przyjaciela, a mojego Poprzednika okazała się dla Pana dobrą okazją do podawania nieprawdziwych faktów związanych z moją osobą?

Wtedy też nie odpisałam, uznając, że wobec powagi śmierci każdego człowieka najstosowniejsze jest milczenie.

Czy uważa Pan, że każdy pretekst jest dobry, nawet śmierć?

Czy widzi Pan zasadniczą różnicę pomiędzy "desantem" z Krakowa a "desantem" z Warszawy?

Pozwoli Pan, iż przypomnę, iż był Pan wielokrotnie zapraszany do Teatru.

Dlaczego więc czerpie Pan swoją wiedzę o tym, co dzieje się wewnątrz, "z tych opinii na forum i relacji pracowników Teatru"? Dlaczego osobiście nie sprawdził Pan takich rewelacji jak to, że "teatr niestety świeci pustkami", "żadne przedstawienie nie zainteresowało publiczności. No, może Lęki poranne - tylko"? Cenię to przedstawienie, ale z przykrością stwierdzam, że publiczność uważa je z trudne i ambitne oraz nie oblega kas, aby kupić bilety na ten tytuł. Natomiast na niektóre inne pozycje repertuarowe tak.

Czy to przypadek, Panie Redaktorze, że jako przeciwieństwo "Lęków porannych" - zagranych do tej pory 12 razy - podaje Pan "Antygonę" zagraną 34 razy?

Uważam, że w Pańskim felietonie, aż roi się od zjadliwości pod moim adresem.

Pisze Pan o mnie pogardliwie "Deszczowa", "Pani (tak nazywają tu Katarzynę Deszcz)", "Państwo Sadowscy". Czyli kto?

Deszcz to moje panieńskie i jedyne nazwisko, i nie należy go odmieniać, a jeśli już Pan koniecznie chce to czynić, to niech Pan łaskawie pisze Deszczówna - czyli córka Deszcza. W razie wątpliwości odsyłam do specjalistów w zakresie językoznawstwa.

Pisze Pan: "Granica bowiem między sztuką taką, uwspółcześnioną, powiedzmy awangardową , a zwyczajną chałą sceniczną jest tak wątła i tak cieniutka, że tylko najwybitniejsi potrafią jej nie przekroczyć. Pani Deszczowa do takich chyba nie należy".

Zgadzam się z Panem, co do tezy pierwszego zdania. Rzeczywiście, te granice bywają ulotne: między sztuką a chałą, między literaturą a grafomanią, między rzetelną krytyką teatralną a uprawianiem prywaty.

Pan, Panie Redaktorze, w moim głębokim przeświadczeniu, należy do tych licznych, którzy przekraczają podane granice i jeszcze czerpią z tego niezdrową satysfakcję. Mam na myśli oczywiście rozróżnienie krytyki i prywaty.

Co do mojej skromnej osoby, pozwolę sobie nie zgodzić się z Pańskim zdaniem. Mam na to stosowne dokumenty w postaci wielu nagród i opinii wydawanych przez powołane do tego gremia, jak i pojedyncze osoby.

Jeśli zaś chodzi o wniosek przez Pana wysnuty, że na skutek tandetnych inscenizacji ludzie przestali przychodzić do Teatru, to i w tej kwestii jestem odmiennego zdania.

Otóż wbrew wiedzy zdobytej przez Pana, zapewne "na forum i z relacji pracowników Teatru", ludzie przychodzą. "Zarówno ci, którzy lubią spektakle trudniejsze, jak i ci od farsy i komedii". W tym miejscu uprzejmie przypominam, że w repertuarze Teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie znajdują się różne pozycje repertuarowe, reprezentujące bardzo różne gatunki sztuki teatralnej.

Pozwolę sobie również zaprezentować następującą opinię. Nawet jeżeli na 400-osobowej sali siedzi zaledwie 30 - 40 osób (takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko), to są to widzowie, którzy postanowili swój czas spędzić w Teatrze, na przykład na - zmuszającym do myślenia - przedstawieniu.

Czy uważa Pan, że powinnam zlekceważyć tę grupę widzów? Czy Teatr powinien grać tylko to, co się łatwo sprzedaje?

Żałuję, że nie miał Pan okazji zauważyć tego, że zespół naszego Teatru udowodnił, iż stać go na sprostanie najtrudniejszym nawet zadaniom artystycznym w bardzo różnorodnym repertuarze. Tego, że aktorzy częstochowskiego Teatru pozytywnie zaskakują reżyserów i recenzentów, że zbierają wiele pochwał.

Jak mogło umknąć to Pana uwadze? Czy wynika to z tego, Panie Redaktorze, że nie bywa Pan w naszym Teatrze, a jeśli Pan nas odwiedza, to bardzo rzadko?

Jest Pan literatem, a zatem zapewne z krwi i kości humanistą. Matematyka, zwana królową nauk, jest Panu znacznie bardziej obca. Wszędzie tam, gdzie powołuje się Pan na wartości liczbowe, mija się Pan z prawdą.

Informuję uprzejmie, że procentowe dane dotyczące frekwencji podane są na podstawie komputerowych wydruków kasowych. Dla pełnej informacji dodaję: frekwencja w Teatrze w 2005 roku wyniosła 75,33 proc. A tylko w grudniu 2005 roku - 93,01 proc.

Dlaczego nazywa je Pan "kłamliwym wmawianiem nam"?

Pisze Pan o wigilii, "na którą przyszło zaledwie kilka osób", a ja osobiście składałam życzenia około 30 osobom. Też żałowałam, że nie przyszli wszyscy pracownicy, ale 30 to nie kilka. Gdyby nas Pan odwiedził, może policzylibyśmy razem.

Pisze Pan: "wszystkie inscenizacje, scenografie, role główne, a nawet teksty w programach są ich autorstwa" - czytaj: państwa Sadowskich.

Ja znam inne fakty.

Otóż ja wyreżyserowałam do tej pory dwa przedstawienia, Andrzej Sadowski - dwa, zagrał jedną główną rolę. W Teatrze za czasów mojego "desantu" odbyło się 18 premier, co powoduje zaangażowanie co najmniej kilkunastu reżyserów, kreowano 18 ról głównych, zredagowano 18 programów, do których, zgodnie z przyjętą zasadą, której staramy się przestrzegać, teksty pisali głównie ich twórcy.

Kilkadziesiąt programów i ulotek informacyjnych, które dotyczą imprez realizowanych przez Teatr, zredagowała sekretarz literacki Teatru. Imprezy cykliczne prowadzą aktorzy Teatru lub zaproszeni twórcy.

Organizację impresariatu, weekendy tematyczne, warsztaty teatralne, lekcje teatralne, benefisy, parady, karnawały dziecięce, wystawy artystów będących twórcami plakatów do przedstawień Teatru i wiele innych działań realizują pracownicy Teatru.

Czy nie wydaje się Panu, że lekceważy Pan swoim felietonem pracowników, którzy fachowo i z oddaniem realizują wymienione powyżej działania Teatru?

Czy uważa Pan, że to sprawiedliwie pomijać ich, przypisując wszystko "państwu Sadowskim"?

Pozwala Pan sobie na uwagę: "Pani (jak nazywają tu Katarzynę Deszcz) rządzi tu z krakowskich wyżyn, jest ponad wszystko i wszystko najlepiej wie".

Otóż w równym stopniu uspokajam, co zapewniam Pana, że pracuję ciągle nad swoją wiedzą. Jeśli zaś chodzi o bycie ponad wszystkim, to jest to cecha, której bardzo mi brakuje.

Kto tu wszystko wie i jest ponad wszystkim?

Na podstawie lektury Pana felietonu, oceniam, że to Pan jest mistrzem w tej dziedzinie. Jednak wcale nie chcę się od Pana uczyć.

Jakim prawem, Panie Redaktorze Andrzeju Kalininie, pisze Pan: "Państwu Sadowskim na niczym takim oczywiście nie zależy? (czyt.: na dobrych przedstawieniach). Oni chcą mieć teatr, w którym będą zarabiać, ile się da"?

Jak Pan ma odwagę mówić, w moim imieniu, na czym mi zależy lub nie zależy?

Jak Pan ma czelność w moim imieniu twierdzić, że powodem mojego piastowania funkcji dyrektora Teatru jest pazerność?

Czy to przypadkiem nie nosi znamion naruszenia moich dóbr osobistych - jak w przypadku celowego deformowania mojego nazwiska lub pomówień - jak w przypadku głoszenia nieprawdziwych zarzutów o moim nadmiernym bogaceniu się kosztem Teatru?

Czy uważa Pan, że felieton to forma literacka usprawiedliwiająca wszystko, nawet tak daleko idące osobiste napaści?

W imieniu Andrzeja Sadowskiego nie chcę się wypowiadać, bo uprzejmie przypominam, że tzw. odpowiedzialność zbiorowa skończyła się wraz z upadkiem poprzedniego systemu w naszym kraju.

Czy zmiany systemu też Pan nie zauważył?

Dlaczego nie wymienia Pan nazwisk osób, które "świetnie sobie z tym poradzą" (czyt.: prowadzeniem Teatru), skoro Pan je zna?

Czy tylko ja mam wrażenie, że nie ma Pan najmniejszych skrupułów przy wymienianiu mojego nazwiska i jeszcze kilku osób, o których chce Pan napisać krytycznie albo po prostu złośliwie?

A może nie chce Pan wymienić nazwiska swojego faworyta na stanowisko dyrektora Teatru, bo to głupio tak wprost przyznać się, że cały Pana felieton to próba przeforsowania jakiegoś własnego kandydata?

Czy to w porządku, powołując się na nieprawdziwe dane i stronnicze opinie, sugerować Prezydentowi, że albo odwoła Deszcz, albo z wyborami może być różnie?

Chce się Pan dołączyć do "protestu w styczniu"? A może - korzystając z przychylności Gazety - ma Pan swój własny cel w wywoływaniu protestu?

Lokalna prasa w ostatnich dniach poświęciła Teatrowi wiele uwagi. Między innymi komentowano wyniki tzw. referendum zorganizowanego przez niektórych pracowników Teatru. Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, że swoim felietonem opublikowanym w dniu 16 stycznia br. "rozgrzał" Pan moich oponentów w Teatrze do bezpardonowej nagonki.

Ja Panu jednak zaprezentuję swoje zdanie na temat tego zdarzenia. Nie sprzeciwiłam się tej akcji, bo przez czas swojej współpracy ze środowiskiem pracowników Teatru zorientowałam się, że odważniej wyrażają oni swoje poglądy anonimowo, żeby nie powiedzieć "za plecami", niż wprost, otwarcie. Nie dociekam, co jest tego powodem. Może jakaś trauma będąca konsekwencją czasów minionych, a może zwykły ludzki brak odwagi. Cokolwiek byłoby tym powodem, teraz, po przeprowadzeniu referendum, wiem, jakie kryteria przyjęto, żeby mnie ocenić.

Jakiekolwiek byłyby moje wnioski z tej lekcji - mam ją już za sobą. To, co między innymi przychodzi mi na myśl, to refleksja nad wynikami podobnego referendum w jakimkolwiek innym zakładzie pracy. Ale to już socjologia i związane z nią teorie o zachowaniach grup.

Szanowny Panie Redaktorze, wygłasza Pan wzniosłą deklarację, która brzmi: "zależy mi na jego dobrym imieniu (czyt.: Teatru) i jest mi po prostu bliski".

Mogę to samo zdanie wygłosić w swoim własnym imieniu. Jednak ponad wszelką wątpliwość inaczej niż Pan pojmuję sens tych słów oraz odpowiedzialność wynikającą z głoszenia takich sentencji.

***

Katarzyna Deszcz, absolwentka Wydziału Prawa UJ oraz Wydziału Reżyserii Dramatu PWST w Krakowie. Wyreżyserowała dziesiątki przedstawień w teatrach repertuarowych w Polsce i poza granicami. Zrealizowała wiele projektów nietypowych, prezentowanych w kilkudziesięciu krajach świata. Reżyserowała dla TVP. Laureatka wielu nagród. Prowadzi wykłady i zajęcia w Polsce i na świecie. Jest wykładowcą ASP w Krakowie. Od sierpnia 2003 r. jest dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie. Mieszka głównie w pociągu lub samochodzie na trasie Częstochowa - Kraków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji