Artykuły

Wizja teatru w Olsztynie według radnych prawicy

Nie jesteśmy na służbie polityków, lecz na służbie społeczeństwa - przypomina reżyser z olsztyńskiego Jaracza, teatru, który znów musiał się zmierzyć z łatką lewackiego, przypiętą artystom przez lokalnych działaczy PiS - pisze Iwona Görke w Gazecie Wyborczej - Olsztyn.

Sprawa wydawała się prozaiczna. Jak wiele głosowań na sesji olsztyńskiej rady miasta. Radni 31 stycznia mieli zdecydować o przyznaniu dotacji wojewódzkim instytucjom kultury. Do rozdysponowania mieli 70 tys. zł. Głosowanie było jednak emocjonujące. A zwłaszcza dyskusja, która je poprzedziła. Poszło o przyznanie 20 tys. zł Teatrowi im. Jaracza na organizację 26. Olsztyńskich Spotkań Teatralnych, a więc na imprezę znaną i uznaną w środowisku artystycznym oraz w Olsztynie. Co roku przez kilka dni w marcu na scenie Jaracza wystawiane są przedstawienia teatralne z całej Polski.

Olsztyński teatr dotację dostał, zdecydowaną większością głosów, ale tyrada dwóch radnych zostanie na długo w pamięci. Przeciw przyznaniu pieniędzy Jaraczowi wystąpili działacze - a jakże - Prawa i Sprawiedliwości, czyli Dariusz Rudnik oraz Jarosław Babalski.

Nie podoba się linia programowa

Babalski głosował przeciw, bo nie zgadza się z linią programową olsztyńskiego teatru. Radny nawiązał do tego, że Jaracz od 2006 roku ma status narodowej instytucji kultury. - Wrażliwość każdego z nas jest inna. Mnie się po prostu te spektakle nie podobają - mówił podczas sesji rady miasta. - Jeśli jest to placówka, która nosi miano sceny narodowej, to naprawdę od dłuższego czasu nie widziałem na niej nic, co ma coś wspólnego z budowaniem patriotyzmu i wartości dotyczących np. wyzwolenia.

Wypowiedź odbiła się szerokim echem wśród mieszkańców. Niektórzy wątpili, czy radny rzeczywiście w teatrze bywa. Dlatego potem, na antenie Radia Olsztyn, musiał przekonywać, że naprawdę chodzi na przedstawienia. Wyjaśniał więc: - Ja chodzę do teatru, wbrew opinii niektórych ludzi, naprawdę, ale mam z tym coraz większy problem. Wspomnę tylko, że z ciekawości poszedłem na sztukę zatytułowaną "Lot nad kukułczym gniazdem". Chciałem skonfrontować, jak to zostało przedstawione w zestawieniu ze wspaniałym filmem Formana z 1975 roku.

Stwierdzić, że radny był rozczarowany olsztyńskim spektaklem, to jak nie powiedzieć nic. Jarosław Babalski doznał "szoku i oburzenia". Chciał nawet w przerwie przedstawienia z teatru wyjść. Nie chodziło przy tym, jak tłumaczył, o to, że przedstawienie było źle zagrane czy przygotowane. Ale o to, że jest wulgarne. I to go tak zniechęciło oraz zszokowało.

Sztuka według radnego

Babalski ma wizję teatralnego repertuaru. Z jego wypowiedzi dla Radia Olsztyn wynika, że teatr powinien dostarczać rozrywki, pozwolić oderwać się od tygodniowych trosk i zajęć zawodowych ("Jako widz, oczekuję, idąc do teatru, że spędzę czas po prostu miło" - mówił) i dostarczać uczty kulturalnej. Jak to połączyć z treściami wyzwoleńczymi czy patriotycznymi, na których brak narzekał, nie wyjaśnił. Reżyserom oraz aktorom też nie doradził, jakie teksty powinni wybierać i jak je grać, by spełnić oczekiwania widza sceny narodowej. Postawił jednak pytanie kluczowe w rozważaniach nad sztuką, w tym wypadku także nad sztuką teatralną. Na radiowej antenie zastanawiał się i zaraz sobie odpowiedział: - Czy naprawdę teatr musi widza prowokować? Myślę, że nie do końca.

Dariusz Rudnik, któremu także linia programowa obrana przez dyrekcję olsztyńskiego teatru się nie podoba, poszedł krok dalej. Kolejny raz zarzucił Jaraczowi propagowanie treści lewackich, przeciwnych ideom, które powinna krzewić instytucja mająca miano "narodowej". Czyli jakie spektakle można wystawiać w teatrze narodowym, a jakich nie? Nie sprecyzował, jakie treści lewackie są nieodpowiednie i nie przystają do tej sceny. Wizji teatru, jaką mają radni prawicy, można się doszukiwać w niezbyt precyzyjnych wypowiedziach Babalskiego. - Jeśli teatr ma status teatru narodowego, to mam prawo, jako widz, oczekiwać, no nie do końca takich ekspresyjnych zdarzeń, jaki jest ten spektakl ["Lot nad kukułczym gniazdem" - red.] - mówił w radiu.

O prowokację i lewactwo w teatrze byli oskarżani dyrektorzy różnych scen w Polsce, różni reżyserzy. Olsztyńskiego Jaracza w gronie teatrów kontrowersyjnych, wbrew opiniom miejscowych radnych PiS, nigdy nie było. Nawet wtedy, gdy w 2014 roku, po licznych protestach środowisk katolickich i pogróżkach, Michał Merczyński, dyrektor słynnego Festivalu Malta, zrezygnował z wystawienia "Golgoty Picnic" argentyńskiego dramatopisarza Rodrigo Garcii, w wielu miastach Polski odbyły się czytania tego dramatu. Artyści w Olsztynie na podobny gest solidarności się nie zdecydowali.

Na co konstytucja nie pozwala?

Z łatką skandalisty mierzyć się musi za to Krzysztof Mieszkowski, były dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu, o który toczyła się w ostatnich miesiącach głośna na całą Polskę batalia związana z wyborem nowego dyrektora na jego miejsce. W 2015 roku miał on na afiszu sztukę "Śmierć i dziewczyna" na podstawie tekstów austriackiej noblistki Elfriede Jelinek. Jej premiera stała się wydarzeniem bardzo głośnym, bo pojawiły się doniesienia, jakoby podczas spektaklu miało dojść na scenie do prawdziwego - a nie odegranego - stosunku seksualnego. Choć informacje te były fałszywe, to i tak ściągnęły przed teatr Krucjatę Różańcową.

Wierni zaczęli odprawiać modły, a Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wystosowało list do marszałka woj. dolnośląskiego, jako zwierzchnika dyrektora teatru, w którym oczekiwało "natychmiastowego wstrzymania przygotowań premiery w zapowiadanej postaci, łamiącej powszechnie przyjęte zasady współżycia społecznego".

Dziś Mieszkowski wyjaśnia: - Teatry publiczne są własnością społeczeństwa, a ono ma prawo oglądać przedstawienia, które są kontrowersyjne, trudne. Artyści mają też prawo robić przedstawienia w pewnym sensie przeciwko publiczności, a jednocześnie dla niej. Bo teatr jest sferą debaty, sferą dialogu, który jest przypisany uprawianiu sztuki. I artyści powinni z prawa zapisanego w art. 73 Konstytucji RP korzystać.

Artykuł ten mówi, że każdy ma zapewnioną "wolność twórczości artystycznej, a także wolność korzystania z dóbr kultury". Dlatego Krzysztof Mieszkowski podkreśla, że politycy nie mogą ingerować w wolność twórczą. - Po takiej deklaracji [jaką wygłosili radni w Olsztynie], obaj powinni się podać natychmiast do dymisji, ponieważ łamią Konstytucję RP - dodaje. - Radnego również konstytucja obowiązuje. Te wypowiedzi to świadectwo, że nie rozumieją zasad i reguł oraz kryteriów demokratycznych. W ten sposób łamią artykuł 11 Ustawy o prowadzeniu i organizowaniu działalności kulturalnej, w którym zapisana jest autonomia instytucji kultury. Żaden urzędnik, żaden samorządowiec nie ma prawa ingerować w program teatru. Politycy absolutnie nie mają prawa wpływać na decyzje reżyserów czy dyrektorów artystycznych.

Współczesna cenzura

Jest jednak świadomy, że istnieją mechanizmy, by tym wpływom artyści byli poddawani. Tak jak kiedyś była państwowa cenzura, która regulowała, co w teatrze czy w kinie widzowie zobaczą, tak teraz tymi narzędziami cenzorskimi są pieniądze. - Mamy do czynienia z cenzurą ekonomiczną - wyjaśnia Mieszkowski.

Gdy twórca czy dyrektor instytucji kultury podejmuje działania artystyczne, które mogą być niezgodne ze światopoglądem polityków, decydenci używają jej często. - To jest działanie skandaliczne i obrzydliwe, wbrew naszej konstytucji, a więc absolutnie niedozwolone - przekonuje były dyrektor. - Jeżeli ktoś podnosi rękę na wolność sztuki, podnosi rękę na demokrację.

O tym, że sprawa jest poważna, przekonują głośne przykłady z innych miast. W ubiegłym roku minister kultury odmówił przyznania wcześniej ustalonej kwoty finansowania na dwa prestiżowe wydarzenia kulturalne - poznański Festival Malta i wrocławski Dialog. W Poznaniu ministrowi kultury nie spodobał się kurator festiwalu - Chorwat Oliver Frljić, reżyser głośnego spektaklu "Klątwa", przedstawienia dla niektórych z prawej sceny politycznej obrazoburczego. Na dwa miesiące przed początkiem Malty minister Piotr Gliński oświadczył, że resort kultury nie przyzna 300 tys. zł dotacji, jeżeli Frljić nadal będzie kuratorem. Miłośnicy odbywającego się od lat festiwalu po części sami więc sfinansowali imprezę.

- Teatr nie jest na służbie polityków, lecz na służbie społeczeństwa - komentuje Giovanni Castellanos, reżyser z Jaracza, jedna z twarzy olsztyńskiego teatru. - To wykluczone, aby teatr służył jakiejkolwiek propagandzie, czy to z jednej, czy z drugiej strony. My staramy się spełniać naszą misję. Każdy ma prawo komentować to, co na scenie widzi, ale oceniać to powinien, oglądając spektakle obiektywnie, a nie kierując się jedynie własnym interesem politycznym.

W Jaraczu najlepiej od lat

Widzowie, wbrew radnym PiS, najwyraźniej zadowoleni są jednak z oferty Jaracza. Potwierdzają to nie tylko długie kolejki ustawiające się po bilety na zbliżające się Olsztyńskie Spotkania Teatralne, ale także frekwencja na własnych spektaklach teatru. Niedawno Jaracz pochwalił się, że jest największa od lat. W ubiegłym roku doszła niemalże do 80 proc.

Hitem okazała się "Jazda na zamek. Musical krzyżacki", grana na Scenie Margines. W czasie 26 spektakli w 2017 roku frekwencja na tym przedstawieniu wyniosła średnio 99,2 proc. Dalej w kolejności był grany 13 razy na Scenie Dużej "Boeing, boeing" z frekwencją 81,3 proc. Podium zamknął ambitny spektakl "Noc Helvera" ze Sceny Margines - 87,9 proc. A tuż za nim znalazł się "Sztukmistrz z miasta Lublina" ze średnią frekwencją na poziomie 75,2 proc.

W czołówce są więc przedstawienia nie tylko łatwe, lekkie i przyjemne. Zwraca na to uwagę Janusz Kijowski, dyrektor olsztyńskiego Jaracza. - To jest najważniejsze, że teatr stawia sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Gramy spektakle wymagające od widza skupienia i refleksji, spektakle wymagające, a nie jedynie takie, które przyciągają śmiechem - mówi. - Największą radością i satysfakcją jest właśnie to, że udało się nam wychować publiczność świadomą i wymagającą.

- Bez względu na gatunek, zawsze trzeba mieć coś do powiedzenia. Inaczej to, co gramy, byłoby puste - dodaje Castellanos. Jest przekonany, że takie podejście do sztuki pomaga Jaraczowi w zdobyciu publiczności. - Zróżnicowany repertuar i liczba scen, na których wystawiamy przedstawienia, przyciągają widzów do teatru.

- Zdarzają się głosy, że nietrudno nam zapełnić widownię po brzegi, bo jesteśmy jedynym teatrem dramatycznym w Olsztynie - przyznaje Dawid Dziarkowski, aktor znany ze spektaklu "Wiele hałasu o nic" czy "Tango". Zaraz jednak dodaje: - Ale trzeba na to spojrzeć z innej strony. Jest przecież w Olsztynie wiele innych miejsc, do których można pójść i w których można spędzić czas wolny, a jednak ludzie bardzo często wybierają teatr i zapełniają po brzegi kilka scen w symultanicznie granych spektaklach.

- Nie spoczniemy na laurach - zapewnia Janusz Kijowski. - Chcemy, by frekwencja w tym roku była jeszcze wyższa, na poziomie 82-85 proc. Opublikowane przez nas statystyki to także pewnego rodzaju zachęta dla ludzi, by do teatru przychodzili.

Kontrowersje wokół sztuki

** W 2006 roku Bogdan Nowacki (Liga Polskich Rodzin), ówczesny radny sejmiku województwa warmińsko-mazurskiego, zaprotestował przeciwko sztuce "Podróż do wnętrza pokoju". Przedstawienia w olsztyńskim Jaraczu co prawda nie widział, ale swoje zdanie oparł na recenzji spektaklu. Jego oburzenie wywołała postać papieża schizmatyka, który mówił ludziom to, co chcieli usłyszeć, a w czasie spektaklu wjechał na scenę w wózku z hipermarketu i rozdawał prezerwatywy.

** W 2009 roku gromy ze strony partyjnych kolegów spadły na radnego Grzegorza Smolińskiego (PiS), dziś szefa Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Olsztynie, który zaproponował, by nagrodą prezydenta Olsztyna uhonorować zespół Vader. Radny został oskarżony przez innych prawicowych działaczy o promocję satanizującej kapeli metalowej.

** W 2010 roku oburzenie olsztyńskich księży wywołał koncert Rock Loves Chopin, który odbył się na scenie ustawionej przy Wysokiej Bramie w Olsztynie. Duchowni byli zbulwersowani, że artyści grali na tle mozaiki z wizerunkiem Matki Bożej. Przekonywali też, że przy okazji koncertu muzycy mozaikę zniszczyli. Po kontroli konserwatora zabytków okazało się, że obraz poplamiły gołębie.

** Plakat Andrzeja Pągowskiego, światowej sławy znakomitego polskiego artysty, zapowiadający premierę w Teatrze Jaracza w Olsztynie, oburzył w 2012 roku olsztyńskie środowiska katolickie. Kontrowersje wzbudziła odwrócona postać Jezusa z rozłożonymi rękami, która ich zdaniem promowała... satanizm. Praca reklamowała spektakl "Boski spór". Jako pierwszy swoje oburzenie wyraził prawicowy publicysta, który oskarżył dyrektora Jaracza o "infantylny antyklerykalizm" oraz "wojowanie z Bogiem". Ostrzej wypowiedział się na antenie Radia Olsztyn rozmówca, którego rozgłośnia przedstawiła jako "aktywnego katolika". - Dla nas, katolików, tutaj na Świętej Warmii było dużym bólem wywieszenie plakatu o wymowie satanistycznej - stwierdził.

Andrzej Pągowski przyznał wtedy, że coraz częściej się zdarza, by ktoś próbował ingerować w działalność artystów. - Myślę, że nadszedł najwyższy czas, żeby odbudować gmach na Mysiej [w Warszawie], gdzie dawniej mieściła się cenzura, przywrócić tę instytucję, żeby ci ludzie mieli siedzibę i etaty - ironizował. - Za czasów komuny regularnie byłem tam wzywany, rozmawialiśmy, czasem jakieś rzeczy przechodziły, a inne nie. Dziś to zjawisko znów narasta. Nie chcę obrażać środowisk prawicowych, ale to najczęściej właśnie z ich strony padają oskarżenia.

Tłumaczył, że plakat miał zachęcić widzów do obejrzenia wybitnej sztuki, która opowiada o Bogu, który zwątpił w ludzi. - Ale jego syn, Chrystus, stara się go uspokoić i mówi, że jeszcze raz do nich zejdzie. Na pewno nie ma w tym nic bluźnierczego - mówił.

** W 2015 roku sprawa przekazania dotacji dla Teatru im. Jaracza na Olsztyńskie Spotkania Teatralne także wzbudziła sporo emocji. Również wtedy część radnych PiS nie widziała potrzeby dotowania "lewackiego" - jak go nazwali - dyrektora teatru, Janusza Kijowskiego. - Można znaleźć inny zbożny cel związany ze sztuką - przekonywał Dariusz Rudnik.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji